Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/126

Ta strona została przepisana.

Szedł bardzo powoli, bał się bowiem, że nadwyręży nogę i że będzie potem musiał spędzić noc na progu obcego domu; miał więc poddostatkiem czasu do rozmyślań; ale ponieważ te rozmyślania nie wzbudzały w nim żadnej otuchy, powiedział sobie w końcu:
— No, mogło być przecież o wiele gorzej. Trzeba przyjąć dary bogów z wdzięcznością i nie szukać dziury w calem. — Przypomniał sobie nagle z niesłychaną wyrazistością ów wieczór na werandzie w High Constanca i pomyślał zdziwiony: — Wtedy byłbym się zakochał po uszy; a teraz — nie mogę! Takie jest życie! Biedna Leila! A może też me miserum? Kto wie!