Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/136

Ta strona została przepisana.

mówiła z nią zupełnie otwarcie, kładąc temsamem kres dręczącej Noel przez kilka ostatnich tygodni niepewności co do stanu fizycznego w jakim się znajdowała. Jak większość dumnych natur nie zastanawiała się wiele nad tem, co o niej ludzie pomyślą; przytem nie znała świata, jego uczuć i sądów. Postrachem jej była myśl o przerażeniu i zgorszeniu ojca. Starała się stłumić to uczucie, przypominając sobie, jak ojciec sprzeciwiał się jej małżeństwu, jaki żal wtedy czuła do niego. Nigdy nie umiał pojąć, nigdy nie rozumiał, jak bardzo się kochali. Jeżeli teraz doprawdy urodzi dziecko, będzie to dziecko Cyryla — syn Cyryla — on sam przywrócony raz jeszcze życiu. Instynkt zbuntowany przeciw grożącej życiu zagładzie — instynkt, silniejszy, niż rozum, kultura, tradycja i wychowanie, impuls, który jej kazał z miejsca ubezpieczyć związek z Cyrylem — zbudził się w niej znowu. Straszna tajemnica stała się czemś prawie że drogocennem. Czytała nieraz w gazetach z tępem zaciekawieniem o „dzieciach wojennych“. Zdawało jej się, że teraz dopiero przejrzała, w jakim duchu te artykuły były pisane. Te dzieci nie powinny były przychodzić na świat. Były „problemem“, a jednak, wydawało jej się, ludzie skrycie cieszyli się niemi. Stanowiły pewne odszkodowanie, wypełniały luki. Może gdy sama urodzi takie dziecko, będzie się czuła dumna, dumna w głębi duszy naprzekór wszystkim, naprzekór własnemu ojcu. Wszyscy chcieli unicestwić jej ukochanego — Bóg i ludzie; ale nie zdołali, gdyż Cyryl żył w niej! Krew napłynęła jej gorącą falą do policzków, kiedy tak szła poprzez tłum zajętych zakupami ludzi, z których co chwila ktoś odwracał się za nią; znać było po niej, że nie widzi nic z tego, co się wkoło niej dzieje, choć jej wyraz twarzy fascynował i przyciągał ludzi, którzy mieli właśnie chwilę wolną od rozmyślań nad własnemi sprawami. Szła tak pełne dwie godziny, zanim wróciła do domu. Dopiero,