Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/162

Ta strona została przepisana.

we i kazało jej trzymać stale wszystkie instynkty w bolesnem naprężeniu. Kto wie, czy właśnie ta niepewność co do jego przywiązania nie czyniła go jej droższym od innych. Tkwiła w tem jednak i druga przyczyna — poczucie, że Czas goni za nią, że to była jej ostatnia wielka szansa. Śledziła go bacznie, jak kotka śledzi swe kocię, ukrywając to, rzecz prosta, zręcznie, gdyż miała wiele doświadczenia. Od pewnego czasu trawiła ją dziwna, tajemna zazdrość o Noel, choć nie umiałaby wytłómaczyć, na czem była oparta. Może przyczyna leżała jedynie w jej wieku, lub może pochodziła z owego nieokreślonego podobieństwa Leili do dziewczyny, której urok przewyższał nawet jej własny z czasów młodości; lub może powodem były rzucone mimochodem uwagi Forta o „tej małej królewnie z bajki“. Coś nieuchwytnego, podświadomego budziło w niej tę zazdrość. Aż do śmierci narzeczonego młodej kuzynki Leila czuła się bezpieczna, gdyż wiedziała, że Jimmy Fort nie sięgnąłby po własność innego mężczyzny; czyż nie dowiódł tego już dawno temu, kiedy od niej samej uciekł? Żałowała więc często, że mu powiedziała o śmierci Cyryla Morlanda. Pewnego dnia postanowiła naprawić swój błąd. Było to w zoologicznym ogrodzie, dokąd często chodzili w popołudnia niedzielne. Stali przed klatką małpek afrykańskich, które im obojgu przywiodły na pamięć dawne dni spędzone w południowej Afryce. Nie odwracając głowy rzekła, jakby mówiła do małego zwierzątka:
— Czy wiesz, że twoja królewna z bajki, jak ją nazywasz, będzie miała, jak się to mówi, wojenne dziecko?
Głos, jakim zawołał: — Co! — trafił ją w samo serce. Było w nim tyle bezbrzeżnego przerażenia.
Mówiła dalej z uporem:
— Przyszła do mnie i sama opowiedziała mi wszystko. Chłopak nie żyje, jak ci wiadomo. Okropne, prawda? — Spojrzała na niego. Twarz jego, porysowana w