Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/199

Ta strona została przepisana.

„Gracja i mąż jej zjechali do nas na weekend“, pisał w późniejszym liście. „Nie lubię jej tak bardzo, jak Nolli; jest dla mnie za poważna i już zanadto prosto z mostu. Mąż jej natomiast — to, zdaje się, człowiek do rzeczy, ale wściekle wolnomyślny. Żrą się z biednym Tedem, jak pies z kotem. W sobotę była u nas znowu Leila na kolacji a oprócz niej niejaki pan Fort. Leila ma słabość do niego, widziałem to na pierwszy rzut oka, ale biedny stary Ted nie widzi tego naturalnie. Lekarz i Ted przedyskutowali wszystko od nieba do piekła. Lekarz powiedział coś, co mnie uderzyło: „Czem różnimy się od zwierząt? Siłą woli; niczem innem. Czemże innem jest ta wojna, jeśli nie karnawałem śmierci, udowadniającym niezłomność ludzkiej woli?“ Zapisałem sobie to, zaraz po powrocie do mego pokoju, żeby ci to powtórzyć. Mądry z niego chłop. Wierzę w Boga, jak ci wiadomo, ale muszę przyznać, że w dyskusji biedny stary Ted nie ma wielkiej siły przekonania kogokolwiek swemi ciągle powtarzającemi się zdaniami: „Powiedziano nam to“ i „Powiedziano nam tamto“. Nikt nie wspomniał słowem o Nolli. Muszę pomówić szczerze z Tedem; musimy wiedzieć, jak mamy postępować, kiedy będzie już po wszystkiem“.
Jednak dopiero w połowie marca, po dwumiesięcznem wspólnem spożywaniu śniadań i obiadów, został poruszony ten temat i do tego nie przez Roberta. Edward, stojący po obiedzie przy kominku w swej zwykłej pozie, z nogą opartą o kratę a ręką o gzyms, utkwił wzrok w płomieniach i rzeki:
— Nie prosiłem cię jeszcze o przebaczenie, Bobie.
Robert, siedzący jeszcze przy stole nad szklanką czerwonego wina, wzdrygnął się, spojrzał na plecy Edwarda, obciągnięte czarnym strojem duchownego i odparł:
— Ależ mój drogi!
— Było mi bardzo trudno mówić z tobą o tem.