Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/223

Ta strona została przepisana.

Malarz uśmiechnął się.
— Człowiek na wojnie staje się prosty, — rzekł — i pierwotny. W czasie pokoju życie nie jest ani proste, ani pierwotne, jest skomplikowane, pełne nieustających zmian, do których się człowiek musi dostosowywać; w czasie pokoju rządy spoczywać będą zawsze w rękach ludzi sprytnych, przebiegłych, mających jaknajwiększą zdolność przystosowywania się. Wiara tych dzielnych żołnierzy, że przyszłość należy do nich, jest wprost wzruszająca.
— Barra powiedział coś dziwnego, — szepnęła Noel; — powiedział, że jesteśmy wszyscy trochę zwarjowani.
— Barra to dziwak, ale genjalny człowiek; szkoda, że pani nie widziała nigdy jego wcześniejszych obrazów. Warjat to może nie jest odpowiednie dla niego określenie, ale jakieś kółko rozluźniło się niewątpliwie w jego mózgu i klekocze; zatracił poczucie proporcji i tworzy pod przymusem pewnych uporczywie powracających myśli. Mówię pani, mademoiselle, wojna jest jak wielka cieplarnia; pobudza do zbyt szybkiego wzrostu każdą żywą roślinę, każdą cnotę i namiętność; nienawiść i miłość, nietolerancja i rozkosz, odwaga i skąpstwo, — tak, nawet i poświęcenie, wszystko to rośnie i rośnie ponad własne siły, ponad wytrzymałość soków żywotnych danej rośliny, rośnie, aby dojrzeć do olbrzymiego, obfitego żniwa. A potem nagle wszystko się zmienia, rośliny zaczynają więdnąć, gnić i cuchnąć. Lecz tylko my, którzy patrzymy na życie, jako na pewną formę sztuki, możemy to odczuć, a jest nas tak niewielu. Istotny kształt wszystkiego zaciera się coraz bardziej. Oczy ludzkie przesłoniła krwawa mgła. Ludzie boją się być sprawiedliwymi. Niech pani się tylko przyjrzy, jak bardzo nienawidzimy nietylko naszych nieprzyjaciół, ale także ludzi, którzy się od nas czemkolwiekbądź różnią. Niech pani spojrzy, jak mężczyźni i kobiety lgną do siebie, jak