Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/287

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY.

Zbudzona gwizdem lokomotywy rozglądała się wokół ze zdziwieniem. Głowa przechyliła jej się na bok podczas snu, tak, że szyja zesztywniała zupełnie; miała ból głowy i dreszcze. Spojrzała na zegarek; było po piątej. — Gdybym się choć mogła napić szklankę herbaty! — pomyślała. — W każdym razie nie zostanę tu dłużej! — Umyła się i natarła mocno szyję, tak że uczucie sztywności ustąpiło nieco; potem napiła się herbaty, pod wpływem której ożył w niej na nowo duch awanturniczy. Pociąg odjeżdżał dopiero za godzinę; miała więc dość czasu, by się przejść i rozgrzać spacerem; poszła więc w kierunku rzeki. W powietrzu wisiała ranna mgła, przesłaniając wszystko tajemniczością; wielu ludzi jednak zdążało już do swego zajęcia. Szła wzdłuż rzeki, patrząc na fale, wzbierające pod powłoką świetlistej mgły i na mewy krążące nad wodą i dodające jej tajemniczości. Poszła aż do Black-friars Bridge, potem zawróciła i spoczęła na ławce pod platanem, właśnie w chwili, kiedy słońce przebiło się przez mgłę. Siedziała tam już mała, blada kobiecina o chudej, żółtawej twarzy; siedziała tak nieruchomo i zdawała się tak nieświadoma swego otoczenia, że Noel zaczęła się zastanawiać, o czem ta kobieta może myśleć. Podczas gdy jej się tak przypatrywała, twarz obcej skurczyła się boleśnie i łzy poczęły spływać powoli, torując sobie mozolnie drogę