Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/350

Ta strona została przepisana.

myśleć, że w taką noc zabija się ludzi; zabija się ich i zabija i nigdy już nie będą mogli patrzeć na ten świat nigdy, nigdy, nigdy! — Osunęła się na ziemię i zakryła twarz dłońmi.
— Nie mogę! Nie mogę! Ach! Żebyż już raz był koniec temu okrucieństwu! I na co to wszystko, na co te gwiazdy i kwiaty, jeżeli Pan Bóg nie troszczy się więcej o świat?
Pierson stał pochylony nad nią w głębokiem wzruszeniu i głaskał jej główkę. Potem pomogła mu rutyna, zaczerpnięta przy niezliczonych łożach konających.
— Nolli! Życie to chwila tylko. Wszyscy musimy umrzeć.
— Ale ci chłopcy, tacy młodzi! — Przytuliła się do jego kolan i podniosła ku niemu wzrok. — Tatusiu, ja nie chcę, żebyś odszedł; przyrzeknij mi, że wrócisz!
Dziecinność tych słów przywróciła mu panowanie nad sobą.
— Pewnie, że wrócę, moje słodkie kochanie. Wstań, Nolli! Słońce zdenerwowało cię zanadto.
Noel wstała i położyła ręce na ramionach ojca.
— Przebacz mi, tatusiu, wszystko zło, które popełniłam i wszystko zło, które jeszcze popełnię, szczególnie to mi wybacz, tatusiu!
Pierson uśmiechnął się.
— Zawsze ci przebaczę, Nolli; ale nie będzie, nie wolno, aby jeszcze było jakieś zło w twojem życiu. Modlę się do Boga, by cię miał w Swojej opiece i uczynił cię taką, jaką była twoja matka.
— Mama nie miała w sobie nigdy djabła, tak jak ty i ja.
Zamilkł ze zdziwienia. Skąd ten dzieciak wiedział o djabłe, o nieokiełznanych uczuciach, które zwalczał w sobie rok po roku, aż z biegiem lat osłabły w nim!
Ciągnęła dalej szeptem: