Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/359

Ta strona została przepisana.

tego były smacznym kąskiem, można było dostać dwa szylingi za sztukę; wiedziała o tem wszystkiem — ale zawsze robiło jej się słabo, gdy musiała patrzeć, jak się rzucano na te biedne, zastraszone, skradające się niepewnie stworzonka, jak je wywracano, oszołamiano krzykiem, goniono; jak szybkie psy chwytały je w zęby, jak chłopcy dopadali ich i zabijali i jak odnoszono ich szare, bezwolne ciała, z główkami zwisającemi na dół, martwe, miękkie i bezradne. Stała bardzo spokojnie, starając się nie widzieć i nie słyszeć; naprzeciw niej w zbożu skradał się królik, przytulił się do ziemi i rozglądał się ostrożnie. — Och! — pomyślała. — Przeleć tędy, malutki! Przepuszczę cię — czy nie widzisz, że cię przepuszczę? To twoja jedyna ucieczka! Prędko! — Ale królik nie ruszał się i rozglądał się dalej, wysuwając zastraszony pyszczek z gładko przylegającemi uszami; starał się najwidoczniej zadecydować, czy to nieruchome stworzenie, stojące przed nim, było takie samo, jak inne podobne. — Nie wyjdzie ze zboża, dopóki się będę na niego patrzyła, — pomyślała i odwróciła głowę. Ujrzała niewyraźnie mężczyznę, stojącego w odległości kilku kroków. Królik wyskoczył ze zboża. Teraz mężczyzna krzyknie pewnie i oszołomi go. Ale człowiek stał cicho, królik pomknął obok niego i zniknął za płotem. Usłyszała krzyk z końca szeregu, ujrzała galopującego psa. Za późno! Hurra! Klasnęła w dłonie i spojrzała na obcego. Był nim Fort! Ogarnięta najdziwniejszem uczuciem — zdumieniem, radością, podnieceniem wspólnego spisku — widziała, że zdąża ku niej.
— Tak strasznie chciałam, żeby królik uciekł, — rzekła z westchnieniem. — Widziałam wszystko. Dziękuję panu!
Spojrzał na nią.
— Boże mój! — powiedział jedynie.
Noel podniosła ręce do policzków.