Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/360

Ta strona została przepisana.

— Tak, wiem; czy mam bardzo czerwony nos?
— Nie; jest pani piękna, jak Ruth, o ile Ruth była piękna.
Sss — sss! Kosiarka przejechała obok. Noel pobiegła do swego miejsca w szeregu; ale Fort przytrzymał ją za rękę, i rzekł:
— Niech mi pani pozwoli popracować troszkę. Od czasu wybuchu wojny nie spędziłem jeszcze ani jednego dnia w polu. Niech pani mi coś opowie, podczas kiedy będę wiązał.
Stanęła i przyglądała mu się. Robił inne, silniejsze węzły, niż ona i wiązał większe snopy; uczuła coś, jakby zazdrość.
— Nie wiedziałam, że pan się zna na takiej pracy.
— O, tak. Miałem raz farmę na Zachodzie. Nic nie daje człowiekowi takiego zadowolenia, jak praca na roli. Przyglądałem się pani; wiąże pani bardzo dobrze.
Noel westchnęła, zadowolona.
— Skąd pan przychodzi?
— Prosto z kolei. Mam urlop. — Spojrzał na nią i zamilkli oboje.
Ss — sss! Kosiarka znów przetoczyła się koło nich. Noel stanęła na jednym końcu wyznaczonego jej odcinka, Fort na drugim. Pracowali, zbliżając się ku sobie i spotkali się, zanim kosiarka minęła ich po raz trzeci.
— Czy przyjdzie pan na kolację?
— Z największą przyjemnością.
— A więc chodźmy teraz; nie mam ochoty patrzeć dłużej, jak zabijają króliki.
W drodze do domu mówili bardzo niewiele, ale Noel czuła na sobie ustawicznie jego wzrok. Zostawiła go z Jerzym i Gracją, którzy właśnie wrócili, i poszła na górę, by się wykąpać i przebrać.
Nakryto stół na werandzie; było już prawie zupełnie ciemno, gdy kończyli kolację. Równolegle z gasnącem