Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/48

Ta strona została przepisana.

wodu infekcji ręki. Podczas tego urlopu ożenił się z Gracją. Znał Piersonów już od dłuższego czasu, a ponieważ uświadomił sobie teraz, jak kruche jest życie, postanowił ożenić się z nią przy pierwszej sposobności. Teścia swego lubił i poważał, choć przyłączyło się do tego uczucie pośrednie między pogardą a litością. Połączenie autorytatywności z pokorą, kapłana z marzycielem, mnicha z artystą, mistyka z człowiekiem czynu — to wszystko interesowało go w Piersonie, ale często budziło zniecierpliwienie i zdziwienie. Miał sam zupełnie odmienny światopogląd i mało dobrodusznego zaciekawienia dla samej tylko dziwaczności rzeczy dziwacznych. Ilekroć rozmawiali ze sobą, zawsze po chwili cisnęły mu się na usta słowa: — Jeżeli nie możemy zaufać naszemu rozumowi i naszym zmysłom tyle, ile są warte — to może mi z łaski swojej powiesz, sir, czemu wogóle możemy zaufać? Jakże możemy w pewnych sprawach posługiwać się wyłącznie umysłem i zmysłami, a w innych eliminować je zupełnie? — Pewnego razu, podczas jednej z tych dyskusyj, które często graniczyły ze sprzeczką, Jerzy wypowiedział się szczegółowo.
— Przyznaję — rzekł — że na dnie wszystkiego leży wielka tajemnica, że nie będziemy nigdy wiedzieli niczego pewnego o powstaniu życia i prawach rządzących Wszechświatem. Ale dlaczego mamy z tego powodu wyłączyć nagle cały nasz aparat myślowy i zaprzeczyć dowodom naszego rozumu — naprzykład w stosunku do Chrystusa, albo do zagadnienia przyszłego życia, albo do naszych praw moralnych? Jeżeli chcesz, żebym wszedł do świątyni pełnej drobnych tajemnic i zostawił rozum i zmysły przed progiem — jak mahometanin buty — nie wystarczy żebyś mi powiedział poprostu: — Oto świątynia! Wejdź! — Musisz mi pokazać drzwi; a tego nie potrafisz! A powiem ci, sir, dlaczego. Dlatego, że w twoim mózgu jest mały zwój, któ-