Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/101

Ta strona została przepisana.

punkcie indywidualnego dobrego smaku. Dekoracja może być odmienna, określenie natomiast ściśle zgodne.
Wieczorem 8 sierpnia, w tydzień po wyprawie do Robin Hill, w jadalni swojego domu — „tak bardzo indywidualnego, prawda, moja droga? prawdziwie eleganckiego!“ — Soames i Irena siedzieli przy obiedzie. Gorący obiad w niedzielę był jedną z drobnych cech, znamionujących wykwint domu tego jak i wielu innych jemu podobnych. W początkach małżeńskiego swojego pożycia ustalił Soames zasadę, że „służba musi podawać nam gorący obiad w niedzielę — nie ma przecież nic lepszego do roboty“.
Wprowadzenie tego zwyczaju nie wywołało rewolucji. Bowiem — zły znak dla Soamesa — służba była prawdziwie oddana Irenie, która, wbrew ustalonej tradycji, zdawała się uznawać jej prawo do podlegania ogólnoludzkim słabostkom.
Szczęśliwa para siedziała, nie jedno naprzeciwko drugiego, ale pod prostym kątem przy pięknym stole z różanego drzewa; jedli nie na obrusie — szczyt elegancji! — i jak dotychczas nie przemówili do siebie ani słowa.
Soames lubił mówić przy obiedzie o interesach albo o najnowszych swoich akwizycjach, dopóki też prowadził tego rodzaju monolog, nie raziło go milczenie Ireny. Dzisiejszego wieczora jednak nie był w stanie mówić. Postanowienie budowania zaprzątało w ciągu całego tygodnia jego myśl, zdecydował się też wreszcie wyjawić żonie wielką nowinę.
Trema, jaką odczuwał przed tem wywnętrzeniem się, drażniła go niepomiernie. Nie mógł zrozumieć, skąd ona pochodzi; wszakże mąż i żona — to jedna właściwie osoba! Od chwili, kiedy zasiedli do stołu, nie podniosła ani razu oczu na niego; ciekaw był, o czem może myśleć przez cały ten czas. Jakiem okrucieństwem jest jej zachowanie się względem człowieka, który pra-