Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/106

Ta strona została przepisana.

— Czy moje życzenia mają z tem coś wspólnego?
Zabrała wazon z różami i wyszła z pokoju. Soames pozostał przy stole. A więc poto podpisał kontrakt? Poto zamierza wydać około dziesięciu tysięcy funtów? Przypomniały mu się słowa Bosinney’a: — „Kobiety to djabelskie nasienie!“
Powoli jednak uspokoił się. Mogło być gorzej. Mogła zrobić mu scenę. Ostatecznie, dobrze się stało, że Juna przełamała za niego pierwsze lody. Musiała wyciągnąć tajemnicę od Bosinney’a. Powinien się był domyśleć, że tak będzie.
Zapalił papieros. W rezultacie obyło się bez sceny! Da się ugłaskać — taka już jej natura; zimna, ale nie kłótliwa. Pociągając dym z papierosa, i puszczając jego kłęby na środkową dekorację lśniącego stołu, snuł plany urządzenia przyszłego domu. Niema się czem trapić — zaraz pójdzie i naprawi całą rzecz. Irena siedzi teraz pewnie pociemku, pod japońskim parasolem. Piękna, ciepła noc...
Juna przyszła rzeczywiście tego popołudnia z błyszczącemi oczami, wołając już na progu:
— Twój Soames to zacny chłop! Świetnie ułożyło się dla Fila, coś właśnie w jego guście!
Dostrzegłszy brak zrozumienia i zdziwienie na twarzy Ireny, dodała:
— Mówię, rozumie się, o nowym waszym domu w Robin Hill. Jakto?! Nic o tem nie wiesz?!
Irena nic nie wiedziała.
— O, w takim razie nie powinna byłam może ci nic mówić! — opamiętała się zbyt późno i, rzucając niecierpliwe spojrzenie na przyjaciółkę, zawołała:
— Wyglądasz, jakgdyby cię to nic a nic nie obchodziło. Jakto? Nie rozumiesz, że o taką właśnie okazję modliłam się do Boga?!
Tego tylko było Filowi potrzeba. Przekonają się wszyscy, co on potrafi!