Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/12

Ta strona została przepisana.

twórca. Nic podobnego! I on sam również lituje się nad Soamesem, którego tragizm życiowy jest najzwyklejszą, niezależną od woli ofiary, tragedją osobnika, niewzbudzającego miłości, zarazem jednak niedość gruboskórnego, aby nie miał zdawać sobie dokładnie sprawy z tego faktu. Nawet Fleur nie kocha Soamesa tak, jak czuje on, że powinien być kochanym. Litując się wszelako nad Soamesem, gotowi są może czytelnicy wrogo ustosunkować się do Ireny. Uważają oni, że Soames nie jest przecież złym człmeiekiem; że nie jego było to winą; że Irena powinna by ta mu wybaczyć, i tak dalej i tym podobne! Zajmując takie względem niej stanowisko, tracą oni z oczu tę prostą, leżącą u podstawy całej opowieści prawdę, że tam, gdzie jedno z obojga skojarzonych pozbawione jest najkompletniej siły przyciągania płciowego, niezdolna jest żadna litość, żaden głos rozsądku, żadne poczucie obowiązku przezwyciężyć wstrętu, tkwiącego w Naturze. Czy tak być powinno, nie wchodzi tutaj wcale w rachubę, ponieważ faktycznie wcale nie wchodzi. I tam, gdzie Irena wydaje się surową i okrutną — jak w scenie w Bois de Boulogne, czy w Galerji Goupenor — jest ona tylko rozumni trzeźwą, gdyż wie dobrze, że najdrobniejsze z jej strony ustępstwo będzie ową kroplą, poprzedzającą niemożliwy, ohydny strumień:
Krytykując ostatnią fazę Sagi, możnaby mieć żal o to, że Jolyon i Irena — ta para buntowników przeciwko wszelkiemu władaniu — domagają się jednak duchowych praw własności do syna swojego, Jona. Byłoby to jednak zaprawdę nadmiernem już krytykowaniem opowiedzianej historji. Żaden bowiem ojciec i żadna matka nie mogliby pozwolić chłopcu poślubić Fleur bez zapoznania go z faktami, i fakty też, a nie perswazje rodziców, wpływają na de-