Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/140

Ta strona została przepisana.

dwadzieścia trzy stopy i sześć cali. Ten podwójny piec tutaj w środku wychodzi jednym frontem na dziedziniec, a drugim na salę obrazów; ta oto ściana szczytowa złożona jest cała z okien; ma pan dzięki niej południowe światło, a z dziedzińca północne. Resztę swoich obrazów może pan rozwiesić na górnej galerji, albo w innych pokojach. W architekturze — dodał, patrząc na Soamesa i wyraźnie nie widząc go, co sprawiło Soamesowi dziwną przykrość — tak samo jak w życiu, niema dostojeństwa bez harmonijności. Ludzie utrzymują, że to przestarzała zasada. Szczególna w istocie rzecz; nie przychodzi nam nigdy na myśl wcielić główną zasadę życia w budowę naszych domów; przeładowujemy nasze mieszkania ozdobami, błyskotkami, kącikami, byle tylko zamydlić oczy. Przeciwnie, oko powinno mieć wypoczynek; efekt winien być wywołany niewidoma prostemi surowemi linjami. Harmonja, regularność planu — to główna rzecz; niema dostojeństwa bez harmonji i regularności.
Soames, nieświadomy satyryk, nie odrywał wzroku od Bosinneyowego krawata, któremu daleko było do harmonijności linji; nie był też ogolony, a ubranie jego w nieszczególnym było porządku.
— Czy nie będzie to wyglądało jak koszary? — zapytał.
Odpowiedź przyszła nie odrazu.
— Rozumiem — rzekł wreszcie Bosinney — chciałby pan mieć jeden z tych przytulnych miłych domków, gdzie służba gnieździ się w izdebkach na poddaszu, ale zato pełno jest upiększeń i romantycznych wieżyczek, a drzwi frontowe wgłębione w ten sposób, aby można było sztucznie urządzić paradne wejście po stopniach na górę. Nietrudno będzie znaleźć czego panu potrzeba. Znam takich majstrów. Całe życie miałem z takimi do czynienia!