Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/142

Ta strona została przepisana.

— O! — zawołał Bosinney sarkastycznie. — Żona pańska?! Nie lubi chłodu? Pomyślę o tem; nie będzie jej zimno. Patrz pan! — wskazał na cztery zaznaczone w regularnych odstępach punkty na morach od strony dziedzińca. — Będzie pan miał rury z gorącą wodą w aluminjowych futerałach; można je dostać w artystycznem wykonaniu.
Soames podejrzliwie spoglądał na oznaczone punkty.
— Wszystko to bardzo pięknie — rzekł — ale co to ma kosztować?
Architekt wyjął z kieszeni arkusz papieru.
— Dom powinienby oczywiście być całkowicie zbudowany z kamienia, przypuszczając jednak, że pan nie będzie mógł pozwolić sobie na to, zgodziłem się na kompromis na rzecz stiuku. Powinienbym dać dach miedziany, ustąpiłem jednak i zrobiłem go z zielonego łupku. W tym stanie, jak się prezentuje teraz, będzie pana kosztował dom — już wraz z robotami metalowemi — osiem i pół tysiąca.
— Osiem i pól tysiąca? — powtórzył Soames. — Jakto? Ustaliłem przecież jako ostateczną granicę, bez prawa jej przekroczenia, osiem tysięcy?
— Trudno, nie może być zrobione ani o grosz taniej — odparł Bosinney chłodno. — Jak pan chce. Musi się pan zdecydować. Tak albo nie.
Był to prawdopodobnie jedyny sposób, w jaki można było uczynić Soamesowi tego rodzaju propozycję. Zaskoczyła go ona i oszołomiła. Rozsądek mówił mu, że powinien porzucić cały plan. Plan jest jednak dobry, wiedział o tem — harmonijny we wszystkich szczegółach, cechuje go prawdziwe dostojeństwo; nawet pokoje służby bez zarzutu. Zyska w opinji ludzi, zamieszkując dom, mający cechy tak wysoce odrębne od innych, a zarazem tak doskonale urządzony.
Rozglądał się w dalszym ciągu w szczegółach planu,