Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/152

Ta strona została przepisana.

w przyzwoitej odległości, dorożki, któremi jechali domownicy i służba, wreszcie, na samym końcu, pusty powóz, zaokrąglający właściwy orszak do tradycyjnej liczby trzynastu pojazdów.
Dopóki orszak posuwał się wzdłuż głównej ulicy Bayswater Road, utrzymał pochód stępem, z chwilą wszelako kiedy skręcał w mniej ważną bocznicę, przyśpieszał nieco kroku, aby znów zwolnić tempo, ilekroć przechodził elegantszemi ulicami, i tak aż do samego miejsca. W pierwszym powozie stary Jolyon i Mikołaj rozmawiali o swoich testamentach. W drugim bracia bliźniacy, po pierwszej nieudatnej próbie, nie przerywali milczenia; obaj byli nieco przygłusi, dlatego też zbyt uciążliwym był dla nich wysiłek mówienia dostatecznie głośno, aby się wzajem usłyszeć. Raz jeden tylko odezwał się James:
— Będę musiał rozejrzeć się i dla siebie o kawałek ziemi. A jak ty się urządziłeś, Swithinie?
Swithin, utkwiwszy w nim przerażony wzrok, odparł:
— Nie mów ze mną o takich rzeczach! W trzecim powozie prowadzona była rozmowa, przerywana wyglądaniem z powozów, jak daleko już ujechali. W pewnym momencie rzucił George zdanie:
— Tak, tak, czas już był najwyższy na starą naszą ciotkę.
Nie uznawał ludzi, przekraczających siedemdziesiątkę.
Na odnośną jego uwagę odpowiedział mu Mikołaj junior łagodnie, że reguła ta nie zdaje się dotyczyć Forsytów. Na to zapewnił George, że on sam zamierza popełnić samobójstwo z chwilą dożycia sześćdziesięciu lat. Mikołaj junior, uśmiechając się i gładząc długi swój podbródek, wyraził przypuszczenie, że ojcu jego nie podobałaby się ta teorja; zaokrąglił on znacznie swój majątek już po sześćdziesiątce. Siedemdziesiąt — to co