Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/205

Ta strona została przepisana.

fizycznie był niezdolny do powzięcia decyzji, dopóki nie zyskiwał absolutnej pewności, że, nie decydując się na dany krok, ucierpi na tem.
W życiu zachodzą jednakże liczne wypadki, kiedy powzięcie stanowczej decyzji nie jest zależne od nas samych. Był to właśnie jeden z takich wypadków.
Co mógł zrobić? Pomówić o tem z Soamesem? Pogorszyłoby to jedynie stan rzeczy. A zresztą, cała ta gadanina, to wierutne bajki!... Pewien jest tego!
A wszystkiemu temu winien nieszczęsny dom. Nie podobał mu się cały ten pomysł od początku. Po kiego licha zachciało się Soamesowi przenosić na wieś? A jeśli już chciał koniecznie wydać moc pieniędzy na budowanie domu dla siebie, czy nie właściwiej było zwrócić się do pierwszorzędnego, uznanego architekta, zamiast do tego smyka Bosinney’a, o którym nikt nigdy nic nie słyszał? Przepowiadał zgóry, że taki będzie wynik. A teraz dochodzą go wieści, że wydatki na budowę domu znacznie przekroczyły preliminowany kosztorys.
Fakt ten, bardziej niż wszystko inne, unaoczniał Jamesowi właściwe niebezpieczeństwo sytuacji. Tak bywa zawsze z tymi chłystkami „artystami“; człowiek rozsądny nie powinien wdawać się z nimi. Ostrzegał w swoim czasie i Irenę także! I oto do czego doprawadził nieopatrzny krok!
Nagle olśniła Jamesa myśl, że powinien pojechać i przekonać się sam. Wpośród całej tej mgły niepewności, jaka przysłaniała Jamesową zdolność myślenia, postanowienie obejrzenia samemu domu sprawiło mu niewytłumaczone uczucie zadowolenia. Może uradowała go wprost możność uczynienia czegoś — a może sam fakt, że ma w perspektywie oglądanie domu — w każdym razie niewątpliwej doznał ulgi.
Czuł, że dokładne przyjrzenie się budowie, wzniesionej z wapna i cegieł, z drzewa i kamienia, zapro-