Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/223

Ta strona została przepisana.

czy przewidywany jest dobry czy zły rok i, zależnie od treści odpowiedzi, kupowania czy sprzedawania kilku akcyj w ciągu następnego tygodnia.
Był tu też wojak, major, O’Bally, niemogący nigdy powstrzymać się od zabrania głosu, chociażby po to tylko, aby poprzeć ponownie obranie członka komisji rewizyjnej, i wywołujący czasem poważną konsternację przez wyjmowanie toastów — wniosków raczej — z ust osobom, których staraniom zaszczytnie powierzano wąskie skrawki papieru, gdzie były one wypisane.
Poza tem było, jak zazwyczaj, czterech czy pięciu poważnych, milczących udziałowców, sympatycznych Soamesowi — tęgich ludzi interesu, starających się dopilnować osobiście swoich spraw, nienaprzykrzając się niemi jednak nikomu — uczciwych, solidnych gości, przyjeżdżających codziennie do City i powracających co wieczór do zacnych, solidnych swoich małżonek.
Zacnych, solidnych małżonek! Było w pojęciu tem coś, co spotęgowało bardziej jeszcze nieokreślony niepokój, ćmiący w duszy Soamesa.
Co ma powiedzieć stryjowi? Jaką dać ma odpowiedź na list?
„... Gdyby który z panów udziałowców chciał zadać jakieś pytanie, rad będę na nie odpowiedzieć.“
Tępy, szelestliwy stuk padających na stół z dłoni starego Jolyona arkuszy sprawozdania i rachunków. On sam stał, przesuwając pomiędzy wskazującym a wielkim palcem oprawne w szyldkret okulary.
Cień uśmiechu przemknął po twarzy Soamesa. Niech się lepiej pośpieszą z pytaniami! Znał dobrze system (idealny system), jakiego trzymał się stale jego stryj, który prawie bezpośrednio po zachęceniu udziałowców do stawiania pytań dodawał:
— Proponuję zatem przyjęcie sprawozdania i rachunków!