Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/227

Ta strona została przepisana.

W tej samej chwili wszelako podniósł się jeden z owych pięciu milczących, tępych akcjonarjuszów, wzbudzających sympatję Soamesa, i rzekł:
— Odrzucam z zasady całą tę propozycję!... Mamy dawać jałmużnę żonie i dzieciom, których egzystencja, jak panowie mówicie, zależała od pracy tego człowieka?! Może i tak było rzeczywiście. Mało mnie to jednak obchodzi. Oponuję przeciwko takiemu stawianiu kwestji. Czas już najwyższy zerwać z tym czułostkowym humanitaryzmem. Marnuje on kraj cały. Nie zgadzam się, aby pieniądze moje szły na ludzi, o których nic mi nie wiadomo, którzy nic nie zrobili, aby na nie zasłużyć. Zakładam stanowcze veto; nie jest to handlowy sposób traktowania spraw. Stawiam wniosek odrzucenia raportu i rachunków w tym stanie i przerobienia ich przez wykreślenie będącego w mowie punktu.
Stary Jolyon pozostał w pozycji stojącej podczas przemówienia nieprzejednanego, milczącego zazwyczaj udziałowca, którego słowa żywem odezwały się echem we wszystkich sercach, jako credo mocnego człowieka, wyraziciela opozycji przeciwko wspaniałomyślnym popędom, poczynającej już w owym czasie budzić się wpośród trzeźwiejszych członków społeczeństwa.
Określenie „to nie jest handlowy sposób traktowania interesu“ poruszyło nawet członków Zarządu. Każdy z nich czuł w głębi duszy, że zarzut ten jest słuszny. Zarazem jednak znali dobrze despotyzm przewodniczącego i jego nieugięty upór. I on także czuć musiał, że nie jest to handlowy sposób traktowania interesu; musiał jednak podtrzymywać własny wniosek. Czyżby miał zdecydować się na cofnięcie go? Niepodobna było przypuścić nic podobnego.
Wszyscy wyczekiwali z zaciekawieniem dalszego przebiegu dyskusji. Stary Jolyon podniósł rękę; oprawne w ciemny szyldkret binokle, zwisające pomiędzy wska-