Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/23

Ta strona została przepisana.

— Czy ja sam złożyłbym takiego rodzaju wizytę w takim kapeluszu?
I każdy też odpowiadał na to pytanie przecząco, a niektórzy, obdarzeni bujniejszą od innych wyobraźnią, dodawali:
— Nie, nie przyszłoby mi coś podobnego nigdy do głowy! George, usłyszawszy opowiadanie o miękkim, szarym kapeluszu, wyszczerzył zęby w rodzaju uśmiechu. Kapelusz najwidoczniej włożony był umyślnie, na żart! On sam znał się najlepiej na podobnych kawałach.
— Co za impertynencja! — rzekł. — Pirat!
I to słówko: „pirat!“ przechodzić zaczęło z ust do ust, stając się stopniowo ulubionym sposobem określania Bosinney’a.
Ciotki zrobiły Junie zarzut z powodu nieszczęsnego kapelusza.
— Nie powinnaś mu była pozwolić, moja droga! — zadecydowały.
Juna odpowiedziała po swojemu ostro i hardo — była wcieleniem samowoli.
— O, a cóż to szkodzi? Fil nie wie nigdy, co ma na sobie!
Zuchwałej tej odpowiedzi nie mógł nikt dać wiary. Człowiek, który nie wie, co ma na sobie?! Nie, nie! To niepodobna!
Kim właściwie jest ten młodzieniec, którem u tak świetnie udało się zaręczyć z Juną, uznaną dziedziczką starego Jolyona? Wiedziano, że jest z zawodu architektem; nie stanowi to jednak samo przez się wystarczającej racji noszenia podobnego kapelusza. W pośród Forsytów nie było ani jednego architekta, jeden z nich wszelako znał osobiście architekta, który nigdy nie poważyłby się złożyć w takim kapeluszu oficjalnej wizyty podczas londyń-