Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/239

Ta strona została przepisana.

wszystkich Forsytów, przyjemność oglądania pięknych tych stworzeń w stanie niewoli znacznie przeciąga szalę przykrości, jaką sprawia niewola dzikim bestjom, które Bóg tak nieopatrznie stworzy! wolnemi! Działaniem dla dobra tych zwierząt jest zarazem usuwanie ich z drogi niezliczonych niebezpieczeństw, jakie na nie czyhają w warunkach swobodnego krążenia wśród otwartych obszarów i równocześnie umożliwianie im pełnienia należnych funkcyj w bezpiecznem odosobnieniu własnego locum! Czyż poco innego właściwie stworzone zostały dzikie zwierzęta, jak nie po to, aby być zamykanemi w klatkach?!
Młodszy Jolyon miał jednak w naturze swojej zadatki bezstronności, przyszło mu też na myśl, że potępianie, jako barbarzyństwa, tego, co jest jeno brakiem wyobraźni, jest niesłuszne; żaden bowiem z tych, którzy żywią taki pogląd, nie znalazł się nigdy w sytuacji podobnej do położenia zwierząt zamykanych przez nich w klatkach, niemożna zatem żądać od nich wczucia się w ich duszę.
Dopiero w chwili wychodzenia z Ogrodu — Jolly i Holly w stanie szczęśliwego upojenia — znalazł ojciec Jolyon sposobność pomówienia z synem o ciążącej mu na sercu sprawie.
— Nie wiem, co z nią począć — rzekł — jeżeli tak dalej pójdzie jak dotychczas, trudno przewidzieć, co się z nią może stać. Chciałem, żeby poradziła się doktora, ale nie pozwala mówić nawet o tem. Ani trochę nie jest podobna do mnie. Kubek w kubek jak twoja matka. Uparta jak kozioł. Jak się zaweźmie na coś, niczem nie wybijesz jej tego z głowy. Ani rusz!
Jolyon młodszy uśmiechnął się; oczy jego spoczęły na podbródku ojca.
— Jak dwie krople wody podobna do ciebie — pomyślał, nic jednak nie powiedział.