Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/242

Ta strona została przepisana.

Tak istotnie, jak każdemu wiadomo, powinien wyglądać zaprzęg, godny używającego przejażdżki Forsyta!
Wpośród tych pojazdów wspaniałe otwarte lando, zaprzężone w parę rosłych gniadoszów, pędzących bardziej wyciągniętym niż inne kłusem, kołysało się na wysokich swoich resorach, wprawiając cztery siedzące w nim osoby w nieustanny ruch wahadłowy.
Jolyon-młodszy zwrócił uwagę na powóz i nagle na tylnem jego siedzeniu rozpoznał stryja swojego, Jamesa, zawsze jednakiego pomimo coraz bardziej srebrzącej się siwizny jego bokobrodów. Przednie dwa miejsca, ochraniając parasolkami plecy swoje od słońca, zajmowały: Rachel Forsyte i jej, starsza, zamężna siostra, Winifreda Dartie, obie w nieskazitelnych tualetach, dumnie wyprostowane, trzymające wyniośle głowy do góry, niczem owe dwa ptaki, podziwiane przez nie przed chwilą w Zoologicznym Ogrodzie. Obok Jamesa siedział Dartie w nowiuteńkim z igły, zapiętym na wszystkie guziki surducie, z szeroko wystającą z pod rękawów niepokalanie śnieżną bielą mankietów.
Bardziej olśniewający, mimo że z umysłu powściągliwie przyćmiewany połysk, dodatkowa warstwa najlepszego lakieru czy błyszczu cechowały zaprząg ten, zdając się wyróżniać go z pośród wszystkich innych, jakgdyby szczęśliwym dla jego posiadacza trafem — w sposób odróżniający „prawdziwe dzieło sztuki“ od przeciętnego obrazu — służyć on miał jako właściwy typ pojazdu, za wzór prawdziwego, godnego Forsytów tronu.
Stary Jolyon nie uchwycił momentu przemknięcia go: pieścił biedną małą Holly, bardzo już zmęczoną, natomiast, siedzący w powozie zauważyli odrazu małą grupkę; głowy pań zwarły się wzajem w nagłym ruchu; nastąpiło skurczowe ściągnięcie parasolek, i tylko twarz Jamesa wysunęła się z pod nich naiwnie, niby głowa dłu-