Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/249

Ta strona została przepisana.

wszakże nie chciał używać tego ostatniego, nazywając je blagą — pustym w jego pojęciu dźwiękiem bez znaczenia.
Starszym członkom rodziny nietajnem może było, jakiemu wielkiemu wydarzeniu historycznemu mają do zawdzięczenia owo, przejęte przez nich, zakończenie herbu; o ile też przyciskano ich do muru w sprawie jego pochodzenia, zamiast wykręcać się kłamstwem — nie lubili kłamać, uważając, że kłamią tylko Francuzi i Rosjanie — przyznawali półgębkiem, że wykopał je skądś Swithin.
Młodsza generacja zachowywała dyskretne w tej sprawie milczenie. Nie chciała ani ranić uczuć starszych członków rodziny, ani też ośmieszać siebie samą; używała więc poprostu herbu bez żadnych komentarzy...
— Nie — oświadczył Swithin — miałem okazję przyjrzenia się temu osobiście, muszę też powiedzieć, że w jej zachowaniu się względem tego młodego Pirata, Bosinney’a, czy jak go tam nazywają, nie było nic odmiennego, aniżeli w jej zachowaniu się w stosunku do mnie; raczej, mógłbym powiedzieć...
Ale w tym momencie wejście Franusi i Eufemji niefortunnie przerwało zajmującą rozmowę, nie był to bowiem temat, nadający się do dyskutowania w obecności młodych panien.
Jakkolwiek też Swithin z przykrością urwał rozmowę w chwili, kiedy miał powiedzieć coś ważnego, rychło jednak odzyskał przyjazny swój nastrój. Lubił Frankę, jak ją nazywano w rodzinie. Wyglądała tak elegancko, w dodatku słyszał, że komponowanemi przez siebie pieśniami wcale przyzwoicie zarabia „na szpilki“; uważał to za wielce rozumne z jej strony.
Dumny też był poniekąd z wyrozumiałego stosunku swojego do kobiet, nie widział bowiem powodu odmawiania im prawa malowania obrazów, czy kompono-