Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/289

Ta strona została przepisana.

tie. — Widziałaś twarz tej bestji? Ładnie ubraliśmy Irenę! — Skorzystał z okazji, naturalnie!
Tak oczywistem było, że musiała rozegrać się w dorożce dramatyczna jakaś scena, iż Winifreda nie mogła bronić już swojej teorji. Rzekła więc tylko:
— Nie będę o tem nikomu opowiadała. Na co zdałoby się roztrąbić po świecie całą tę historję?
Dartie zgodził się odrazu na ten pogląd. Uważając Jamesa za osobistą swoją rezerwę, oponował z zasady przeciwko niepokojeniu go obcemi troskami.
— Zupełnie słusznie. Soames może sam zająć się swojemi sprawami. Potrafi chyba dać sobie sam radę!
Rozmawiając w ten sposób, zajechali oboje małżonkowie Dartie do swojej siedziby na Green Street, za którą komorne opłacał James i zaraz udali się na dobrze zasłużony wypoczynek. Ryło już po północy i żaden Forsyte nie pozostałby o tej porze na ulicy, aby śledzić niespokojną wędrówkę Bosinney’a, ani powrót jego i zatrzymanie się przy sztachetach ogrodowych na Montpellier Square, tyłem do światła latarni ulicznej; aby widzieć go, stojącego tu w cieniu drzew, wpatrzonego w okna domu, gdzie ukryta była ta, za możność widzenia której na jedną jedyną chwilę oddałby świat cały; ta, która była teraz dla niego tchnieniem drzew lipowych, światłem jego oczu, ciemnością nocy i biciem własnego jego serca.

ROZDZIAŁ X.
OKREŚLENIE FORSYTÓW

W naturze Forsytów leży nieświadomość tego, że są Forsytami; Jolyon-syn wiedział jednak, że jest Forsytem. Nie miał o tem pojęcia aż do popełnienia stanowczego kroku, który wyrzucił go poza nawias własnej jego społeczności. Od tej chwili świadomość tkwiącego