Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/370

Ta strona została przepisana.

mej siebie; nie było też w niej nic z owej „kuszącej, djabelskiej piękności“, tak wysoko cenionej przez pierwotnych Forsytów, pracujących na roli; nie był to też niemniej ponętny typ, przypominający bombonjerki do czekoladek, ani namiętnie uduchowiony, czy uduchowienie namiętny, właściwy współczesnej sztuce dekoracyjnej i poetyckiej; ani też nie zdawała się dostarczać dramaturgowi wzoru do stworzenia interesującej, zhisteryzowanej postaci, popełniającej samobójstwo w ostatnim akcie.
Rysunkiem i kolorytem, miękką, ujmującą swoją biernością i zmysłową czystością przypominała mu twarz nieznajomej „Niebiańską miłość“ Tycjana, której reprodukcja wisiała nad kominkiem w jego jadalnym pokoju. Główny czar tej postaci zdawał się promieniować z tej właśnie łagodnej jej bierności, z doznawanego na jej widok wrażenia, że musiałaby ulec naciskowi.
Na kogo czy na co czeka tu wpośród tej ciszy, przerywanej tylko od czasu do czasu szelestem miękko spadających z drzew liści i trzepotaniem drozdów, przemykających poprzez tknięte już jesiennym szronem trawy?
Nagle czarująca jej twarzyczka ożywiła się i młody Jolyon, rozejrzawszy się dokoła z zazdrością kochanka nieomal, ujrzał śpieszącego wielkiemi krokami poprzez trawnik Bosinney’a.
Z zaciekawieniem obserwował ich spotkanie, spojrzenie, jakiemi skrzyżowały się ich oczy, przeciągły, długi uścisk, jakim przywarły do siebie wzajem ich dłonie. Usiedli na ławce tuż bliziutko przy sobie, spleceni z sobą odcięciem się od reszty świata. Słyszał tylko przyśpieszony szept ich rozmowy, poszczególnych słów nie mógł jednak uchwycić.
I on sam żaglował niegdyś po wzburzonem takiem morzu! Znał z własnego doświadczenia długie godziny