Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/420

Ta strona została przepisana.

mogła za nie dostać. Starczyłoby na opłacenie przejazdu ich obojga zagranicę i przeżycie tam kilku miesięcy! Dorożka zatrzymała się; wysiadł, nie zdążywszy dokończyć swojego obliczenia.
Kamerdyner zapytał go, czy pani Soamesowa pozostała w dorożce, ponieważ pan James uprzedził go, że oboje państwo Soamesowie spodziewani są na obiedzie.
— Nie, pani Forsyte jest zaziębiona — odparł Soames.
Kamerdyner pozwolił sobie wyrazić swoje ubolewanie.
Soamesowi wydało się, że służący przygląda mu się badawczo, przypomniawszy sobie tedy, że nie ma na sobie wieczorowego stroju, zapytał:
— Czy jest ktoś jeszcze, Warmsonie?
— Nie, proszę pana, niema nikogo oprócz obojga państwa Dartie.
I znów wydało się Soamesowi, że służący spojrzał na niego z zaciekawieniem. Zmieszało go to.
— Dlaczego Warmson tak mi się przygląda? — zapytał. — Co jest we mnie takiego szczególnego?
Kamerdyner zaczerwienił się, zdjął z gościa futro, powiesił je i, wymamrotawszy coś, co brzmiało, jak:
— „Nic, nic, proszę pana“ — pośpiesznie się wycofał.
Soames poszedł na górę. Minąwszy salon bez obejrzenia się, udał się wprost na górę do sypialni rodziców.
James, stojąc odwrócony bokiem, przyczem korzystnie zarysowywały się linje wysokiej, chudej jego postaci, nie miał na sobie jeszcze fraka i w kamizelce wieczorowej, z pochyloną głową i końcem białego krawata, wyzierającym z pod siwych jego bokobrodów, wpatrzony w jeden punkt z odętemi wargami, zapinał górne zatrzaski żoninego stanika... On sam, Soames, nigdy nie był wzywany do podobnych posług...
Usłyszał głos ojca, zdławiony, jakgdyby miał szpilki w ustach i pytający:
— Kto to? Kto przyszedł? Czego tu chce? — i matki: