Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/424

Ta strona została przepisana.

byłoby wywnioskować, że rada Jamesa: „Nie pytaj o nic, wywiedz się, gdzie jest i sprowadź ją zpowrotem!“ — uważana byłaby, z małemi tu i owdzie wyjątkami, za rozumną, i to nietylko w Park Lane, ale tak samo i w domu Mikołajów, Rogerów, a także u Tyma. Podpisaliby się pod nią również i dalsi członkowie rodu Forsytów, rozsiani po całym Londynie, których zdanie dlatego tylko nie wchodziło w rachubę, że nie byli wtajemniczeni w całą historję.
Pomimo też usiłowań Emilji podany był obiad przez Warmsona i młodszego lokajczyka wśród milczenia nieomal. Dartie był nachmurzony i wlewał w siebie tyle alkoholu, ile tylko mógł dostać; dziewczęta zrzadka przerzucały się wzajem słówkiem. James zapytał, gdzie się podziewa Juna i co porabia obecnie. Że jednak nie umiano mu na to odpowiedzieć, wpadł ponownie w ponure milczenie. Rozjaśniła mu się tylko twarz, kiedy Winifreda opowiedziała, jak mały Publjusz dał żebrakowi otrzymaną od kogoś fałszywą monetę pensową.
— O! — zawołał zachwycony — to ci mądry bąk! Ciekaw jestem, co z niego wyrośnie, jeżeli tak dalej pójdzie. Mały spryciarz! Prawdziwie inteligentny berbeć!
Ożywienie to było jednak tylko chwilowe.
Potrawy podawano, zjadano jedną po drugiej w uroczystem skupieniu, w jarzącem świetle elektrycznem, które padało całkowicie na biały obrus stołu, nie dosięgając ścian powyżej głównej ich ozdoby — „Pejzażu morskiego pędzla Turnera“, wyłącznie nieomal składającego się ze zwojów lin i ludzi tonących. Nalano do kieliszków szampana i równocześnie postawiono przed nakryciem Jamesa butelkę starego, przedhistorycznego portwejnu, wszystko to jednak nie zdołało rozgrzać atmosfery, jakgdyby zmrożonej lodowatą dłonią kościotrupa.
O dziesiątej wyszedł Soames. Dwa razy, w odpo-