Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/441

Ta strona została przepisana.

— Nie chcę się do niczego wtrącać; przypuszczam, że to sprawka Ireny — nie obchodzi mnie to zresztą. Sam jednak myślę o nabyciu domu na wsi dla siebie, niezbyt daleko od Londynu, gdyby więc dom w Robin Hill odpowiadał mi, kto wie, może zdecydowałbym się kupić go za odpowiednią cenę.
James słuchał tego oznajmienia z dziwną mieszaniną podejrzliwości, niepewności, ulgi i równocześnie obawy, czy coś się pod tem wszystkiem nie kryje, zarazem z górującem nad wszystkiem zaufaniem do uczciwości i zdrowego rozsądku starszego brata. Nie był też wolny od lęku, co stary Jolyon mógł słyszeć i jaką drogą; zaświtał mu przytem cień nadziei na myśl, że gdyby związek Juny z Bosinney’em miał być zupełnie zerwany, dziadek jej nie kwapiłby się tak do przyjścia chłopcu z pomocą. Nadewszystko jednak był zdumiony; że zaś nie miał ochoty ani okazać tego, ani też czemkolwiek zdradzić swoich uczuć, rzekł:
— Słyszę, że porobiłeś zmiany w testamencie na rzecz twojego syna?
Nikt mu tego nie mówił; wywnioskował to poprostu z faktu spotkania starego Jolyona w towarzystwie syna i wnucząt oraz z tego, że starszy brat wycofał swój testament z biura obrończego „Forsyte, Bustard i Forsyte“. Strzał okazał się trafnym.
— Kto ci o tem powiedział? — zainteresował się Jolyon.
— Naprawdę nie pamiętam. Łatwo teraz zapominam nazwisk — wiem jednak napewno, że słyszałem o tem od kogoś. Soamcs wydał moc pieniędzy na ten dom; nie myślę też, aby miał zgodzić się pozbyć go, o ile nie zyskałby dobrej za niego ceny.
— Ha, jeżeli mu się zdaje, że gotów będę zapłacić fantastyczną cenę, myli się. Nie mam, jak on, pieniędzy do wyrzucenia. Niech spróbuje sprzedać z przymusu,