Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/451

Ta strona została przepisana.

On sam, osobiście, uważał opowieść kierowcy omnibusu o wypadku za niezbyt wielkiej wartości, jako świadectwo prawdy. Człowiek, tak do szaleństwa zakochany, nie popełnia samobójstwa z powodu braku pieniędzy; Bosinney nie należał zresztą do gatunku ludzi, przykładających tak wielką wagę do trudności finansowych. Dlatego i on również odrzucał przypuszczenie samobójstwa — zbyt wyraźnie widział przed sobą twarz zmarłego. Zeszedł ze świata w pełnym rozkwicie swojej młodości!... Sama myśl, że przypadek skosił to młode życie w momencie największego napięcia jego uczucia, budziła bezbrzeżną litość w sercu młodego Jolyona.
Nagle stanęła przed jego oczami wizja domu Soamesa, jakim był on w tej chwili, jakim musi już odtąd pozostać nazawsze. Piorun, uderzając, obnażył i oświetlił iskrą niesamowitego, bezlitosnego swojego światła gołe kości i ziejącą pomiędzy niemi pustkę; ciała, które ją okrywało, nie było już...
W jadalni domu swojego przy Stanhope Gate siedział stary Jolyon sam jeden w chwili, kiedy wszedł jego syn. Dziwnie zbiedzony i zniedołężniały wyglądał w wielkim poręczowym swoim fotelu. Oczy jego, błąkające się wzdłuż ścian z ich martwemi naturami oraz arcydziełem: „Holenderskie łodzie rybackie o zachodzie słońca“ zdawały się ogarniać wzrokiem własne jego życie z wszystkiemi jego nadziejami, zdobyczami, zwycięstwami.
— O, Jo — zawołał — czy to ty? Powiedziałem o wszystkiem biednej małej naszej Junie. Ale na tem nie koniec. Pójdziesz do Soamesów! Możliwe, że to i jej wina, nie mogę jednak myśleć o niej, zamkniętej w tym domu, odciętej od wszystkich — samej jednej — dokończył szeptem i, podnosząc do góry chudą, żylastą swoją dłoń, zacisnął ją z całej siły.