Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/81

Ta strona została przepisana.

— Ktoby o to dbał?! — zawołała Jana. — Niech robi co mu się podoba; twoją rzeczą jest przeprowadzenie tego, do czego dążysz!
Nie ulękła się poruszenia tej sprawy na zebraniu u stryja Tymoteusza. James, usłyszawszy o tem, oburzył się naturalnie i zgorszył...
A gdyby Irenie naprawdę przyszło do głowy uprzeć się — sama myśl o tem wyprowadzała go zupełnie z równowagi — i opuścić Soamesa? Przypuszczenie podobne wydało mu się jednak tak potwornem, że odrazu odsunął je ze zgrozą; łączyło się ono w umyśle jego z przerażającą wizją klęski, z sykiem zjadliwych języków całej rodziny, z hańbą katastrofy, tak blisko dotyczącej jego najbliższych, jednego z jego dzieci! Na szczęście, nie posiada Irena pieniędzy — co najwyżej łachmaniarskie pięćdziesiąt funtów rocznie. — Z pogardą pomyślał o zmarłym Heronie, który pozostawił ją bez grosza, jak stała. Pogrążony w zadumie, założywszy długie swoje nogi pod stołem, jedną na drugą, zapomniał zupełnie wstać, kiedy panie wyszły z jadalni. Będzie musiał pomówić z Soamesem — ostrzec go; tak dalej iść nie może... Zauważył z kwaśnem nieukontentowaniem, że Juna pozostawiła nalane dla niej kieliszki pełne wina.
— To głównie robota tej małej — pomyślał. — Irenie samej nie przyszłoby to do głowy. — James był człowiekiem niepozbawionym wyobraźni.
Głos Swithina wyrwał go z niemej tej kontemplacji.
— Dałem za to czterysta funtów — rzekł. — Oczywiście, że to prawdziwe dzieło sztuki.
— Czterysta! Hm, hm!... To dużo pieniędzy! — wtrącił Mikołaj.
Przedmiot, o którym była mowa, stanowiła grupa z włoskiego marmuru, umieszczona na strzelistym marmurowym również cokole i rozsiewająca w całym pokoju atmosferę wyższej kultury. Postacie drugorzędne,