Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/84

Ta strona została przepisana.

jako architekt, musi przecież znać się na rzeźbach i ornamentach.
Oczy wszystkich zwróciły się ku Bosinney’owi. Czekano z dziwnie podejrzliwem natężeniem na jego odpowiedź.
Soames, odzywając się po raz pierwszy, zapytał:
— Tak, Bosinney’u, co ty o tem powiesz?
Bosinney odpowiedział krótko:
— Dzieło to zdumiewa wprost!
Słowa jego były zwrócone do Swithina, uśmiechem oczu porozumiał się z starym Jolyonem; jedynie na Soamesa nie zwrócił uwagi.
— Zdumiewa czem?!
— Swoją naiwnością!
Odpowiedź tę przyjęto wymownem ogółnem milczeniem. Swithin jedynie nie był pewien, czy zawierać ona miała pochwałę.

ROZDZIAŁ IV.
PROJEKT BUDOWY

W trzy dni po obiedzie u Swithina stanął Soames na progu pomalowanych na zielono frontowych swoich drzwi, poczem wyszedł na skwer i, przyglądając się stąd fasadzie domu, stwierdził, że wymaga on pomalowania na świeżo.
Żonę pozostawił siedzącą na kanapie w bawialni z założonemi bezczynnie rękami, wyraźnie czekającą, kiedy wreszcie mąż wyjdzie. Powtarzało się to często. Właściwie codziennie.
Nie mógł pojąć, co ma mu do zarzucenia. Nie pije przecież! Czy może zaciąga długi? Gra w karty? Klnie?... Czy unosi się kiedykolwiek gwałtownie? Otacza się hałaśliwymi przyjaciółmi? Spędza noce poza domem?... Nic podobnego.