Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/101

Ta strona została przepisana.

— To wszystko nie może wyjść na dobre temu młodzieńcowi — rzekł.
Oczy wszystkich trojga skierowały się na dziecko. Drobne piąstki i nosek, a nawet bose pokurczone nożęta, tuliły się całą swoją słabą siłą do matczynego łona, jakgdyby usiłując wejść tu w jakąś bezpieczną kryjówkę i schronić się przed życiem. W tem nieudolnem usiłowaniu odnalezienia drogi do miejsca, z którego przyszło, był niby jakaś milcząca rozpacz. Główka, pokryta brudnym puszkiem, drżała z wysiłku w tem szukaniu ucieczki. Tak krótko żyło biedactwo, a już miało życia dosyć. Marcin włożył znów do ust fajkę.
— Moja pani Hughs, tak dalej być nie może, — rzekł. — Malec tego nie wytrzyma. Proszę na niego spojrzeć! Jeśli pani nie przestanie go karmić, nie dam za niego jutro nawet tyle! — Strzepnął czubkami palców dużego i wskazującego. — Pani sama najlepiej może osądzić, co panią czeka, jeżeli to rozdrażnienie potrwa dłużej!
Poczem, skinąwszy na Tymjanę, zeszedł ze schodów.

ROZDZIAŁ XVI.
Pod wiązami.

Wiosna zapanowała w sercach ludzi i ich strzelistych współtowarzyszów — drzew. Ich troski, dążenie do powstrzymania wzajemnego rozwoju i tym podobne sprawy stały się narazie beż znaczenia. Wiosna chwyciła ich w objęcia. Za jej sprawą starcy odwracali się i ścigali wzrokiem młode kobiety. Za jej sprawą młodzież — mężczyźni i kobiety, szli razem, tuląc się tkliwie do siebie, a każdy ptak na gałęzi nastrajał do śpiewu gardziołko. Przelotne blaski słoneczne padały złotemi plamami na drgające liście i różowiły lica kulawych chłopców, którzy, utykając, przechadzał, się w ogrodach, aż wreszcie ich blade twarze dzieci wielkomiejskich rozjaśniały się niezwykłym rumieńcem.
W głównej alei, pod wiązami — a są to drzewa niebezpieczne — siedzieli ludzie, wygrzewając się na słońcu: jenerałowie za pan brat z piastunkami, duchowni z bezrobotnymi. W górze, pod powiewem wiatru wiosennego, gałęzie wiązów kołysały się, szumiały, skrzypiały zcicha, prowadząc odwieczne rozhowory — mądre rozmowy bez słów