Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/105

Ta strona została przepisana.

— Kim jesteśmy? Gdy wszyscy reformatorzy czubią się między sobą, my działamy cicho, spokojnie i opanujemy tłum. My, poprostu, zrozumieliśmy zasadniczy fakt, że teorje nie mogą być podstawą dla reform. Kierujemy się naszemi oczami i nosami; jeżeli to, co widzimy i wąchamy jest złe, usiłujemy zło usunąć środkami praktycznymi i naukowymi.
— Czy chcesz to zastosować i do natury ludzkiej?
— Pragnienie zdrowia leży w ludzkiej naturze.
— Czyżby! Narazie nic tego nie wskazuje.
— Weźmy sprawę tej kobiety.
— Tak, — rzekł Hilary, — weźmy sprawę tej kobiety. Nie sądzę, żebyś zdołał wyjaśnić mi ją należycie, Marcinie.
— Ona, wynędzniała jest bezużyteczna. On również; człowiek, zraniony w głowę, który w dalszym ciągu pije, jest do niczego. I ta dziewczyna jest też bezużyteczna, prawdziwy lekkomyślny typ, uganiający się za zabawą.
Tymjana oblała się purpurowym rumieńcem, co spostrzegłszy, Hilary zagryzł usta.
— W tym wypadku na uwagę zasługują jedynie dzieci. Przedewszystkiem niemowlę... Otóż, jak powiedziałem, główna rzecz polega narazie na tem, żeby matka mogła wykarmić je należycie. Weź to pod rozwagę i odrzuć do djabła wszystkie inne fakty.
— Wybacz mi, ale dla mnie trudność polega właśnie na odłączeniu kwestji zdrowia niemowlęcia od wszystkich innych okoliczności tej sprawy.
Marcin uśmiechnął się drwiąco.
— I jestem pewien, że to właśnie weźmiesz za pretekst, żeby nic dla nich nie uczynić.
Tymjana wsunęła dłoń w rękę Hilarego.
— Jesteś brutalny, Marcinie, — szepnęła.
Młodzieniec zwrócił na nią spojrzenie, mówiące wyraźnie: „Niepotrzebnie zarzucasz mi, żem brutal; jestem z tego dumny. Zresztą, wiesz dobrze sama, że nie masz mi tego za złe.“
— Lepiej być brutalem, niż dyletantem — rzekł.
Tymjana, tuląc się do Hilarego, jakgdyby potrzebował jej opieki, zawołała:
— Marcinie, jesteś naprawdę ordynarny!
Hilary uśmiechał się, ale twarz jego drgała.
— Bynajmniej — rzekł. — Istota djagnozy, stawianej przez Marcina, przynosi mu zaszczyt.
I, uchyliwszy kapelusza, oddalił się.