Dlaczego nie posłuchać rady Stefana i nie wycofać się z tego wszystkiego? Tutaj wszakże zbliżał się Hilary do grzązkiej dziedziny uczucia.
Pozbawiać bezbronną dziewczynę opieki, z chwilą, kiedy sam został zagrożony, wydało mu się niegodne. Ale, czy istotnie pozostanie ona bez opieki? Czy nie istnieją, zgodnie ze słowami Stefana, dziesiątki szczegółów, których on — Hilary — o niej nie wie? Czy ona nie ma innych źródeł pomocy? Czy nie ma żadnych przeżyć? Ale i tutaj wrodzona delikatność postawiła mu zaporę: nie szpieguje się prywatnego życia bliźnich!
Nadto zajścia domowe małżonków Hughs komplikowały beznadziejnie sprawę. Żaden człowiek z sumieniem — a jakiekolwiek wady miał Hilary, braku sumienia nikt mu zarzucić nie miał prawa — nie mógł pominąć tej strony sprawy.
Śród tych rozważań, Hilary wracał myślą do Bianki. Jest jego żoną. Jakiekolwiek są obecnie jego uczucia dla niej, jakiekolwiek ich stosunki, nie wolno stawiać jej w fałszywe położenie. Nietylko nie chciał jej urazić i wyrządzić krzywdy, ale przeciwnie, pragnął uchronić ją, jak również i każdego, od troski i zmartwienia. Powiedział Stefanowi, że zajął się dziewczyną jedynie dla opieki. Ale od owej nocy, kiedy stał w oknie, wpatrzony w księżyc©ową poświatę, i usłyszał turkot wozów, jadących na targ Covent Garden, ogarnęło go dziwne uczucie — wrażenie człowieka, który leży w lekkiej gorączce i słucha odgłosów dochodzącej zdala muzyki, co oddziaływa na zmysły ale nie dręczy.
Ci, którzy widzieli go siedzącego w takiej spokojnej zadumie, z twarzą opartą na dłoni, mniemali niewątpliwie, że rozważa jakieś głębokie, trudne zagadnienie, wielką ideę mającą na celu dobro ludzkości; albowiem Hilary miał w sobie coś, co zniewalało każdego do łączenia z nim wyższych zadań człowieka.
Słońce zaczynało opuszczać długą, lśniącą powierzchnię wody.
Piastunka z dwojgiem dzieci zbliżyła się i usiadła obok Hilarego. I wówczas stało się, że Miranda znalazła pod ławką to, czego szukała przez całe życie. Nie miało to woni, nie poruszało się i było tej samej, co ona, barwy. Ni© dostrzegła, żeby spadł z tego choćby jeden włosek; ogon miało taki sam jak ona; nie było zuchwale zaczepne, nie odzywało się, nie miało żadnych namiętności i nie chciało jej
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/117
Ta strona została przepisana.