Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/118

Ta strona została przepisana.

do niczego nakłonić. Stojąc w oddaleniu kilku cali od jego łba, ta jest, bliżej niż kiedykolwiek stała z własnej woli obok jakiegokolwiek psa, Miranda dychała tę bezwonność pożądliwem węszeniem — drobne zmarszczki przecinały skórę na jej łbie a przez wywrócone do góry ślepia przeglądała jej bursztynowa drobna dusza.
I zdawało się, że mówi: „Jakiś ty niepodobny do wszystkich psów, które znam! Pragnęłabym żyć z tobą. Czy znajdę kiedykolwiek psa takiego jak ty“? „Ostatnia nowość — masa sterylizowana — patrz białą etykietę pod spodem: 4 sz. 3 p.“! — Nagle Miranda wysunęła długi, szarawo-różowy języczek i polizała jego nos, Zwierzątko odsunęło się trochę i stanęło. Miranda spośtrzegła wówczas, że było na kółkach. Położyła się tuż obok, bo wiedziała teraz, że był to pies idealny.
Hilary patrzył jak mała bursztynowa dama leży troskliwie i czule obok tego idealnego psa, który nie mógł jej krzywdy zrobić. Dyszała zlekka, wysunąwszy pyszczka koniuszczek języka.
Naraz ujrzał za swoją ławką inną sielankę. Nadbiegła wychudzona biała wyżlica. Położyła się na trawie a trzy psy, które ją ścigały, usiadły i wpatrywały się w nią. Było to biedne, brudne stworzonko, które Wyglądało, jakgdyby od wielu dni nie miało nad sobą dachu. Język miała wywieszony, szyję bez obróżki, dyszała żałośnie. Od czasu do czasu odwracała ślepie, ale, jakkolwiek były takie zmęczone i spoglądały tak rozpaczliwie, niemniej iskrzył się w nich błysk. Zdawać się mogło, że te ślepie mówią: „Pomimo pragnienia i głodu i znużenia, to jednak jest życie“! Trzy psy, również dyszące i czekające na chwilę kiedy jej się spodoba zacząć gnać nanowo, jakby powtarzały wilgotnemi, rozkochanemi ślepiami: „To jest życie“!
Z powodu tej sielanki, ludzie siedzący w pobliżu, odsuwali się.
Nagle, wychudzona, biała wyżlica zerwała się i, jak ścigane małe widmo, wsunęła się między drzewa a trzy psy pognały za nią.