Przyzwyczajony do takich skoków myślowych teścia, Hilary odparł:
— Nie wiem, czy byłby pan usprawiedliwiany, ale to wiem, że uderzyłby go pan na pewno.
— A ja nie jestem tego pewien, — rzekł p. Stone. — dzietny karmić ptaki.
Mała modelka wzięła mu z ręki torebkę papierową.
— Wszystko wylatuje, — rzekła.
Będąc już na przeciwległej stronie drogi odwróciła głowę i zdawać się mogło, że pyta: „Nie pójdziesz z nami?“
Ale Hilary wszedł śpiesznie do ogrodu i zamknął bramę za sobą. Siedział z Mirandą u nóg w gabinecie swoim przez całą godzinę zupełnie bezczynnie, pogrążony w dziwnem, ale bynajmniej nie przykrem, odrętwieniu. O tej porze powinien był pracować nad swoją książką, a fakt, że to próżnowanie nie zaniepokoiło go, powinien był go zastanowić. Przeróżne myśli przechodziły mu przez głowę, wyobrażenia rzeczy, które, we własnem mniemaniu, pozostawił za sobą na zawsze — wrażenia i tęsknoty, które dla trzeźwego oka mężczyzny w średnim wieku, są już tylko zasuszonemi pamiątkami, przechowywanemi w muzeum wspomnień. Zmartwychwstały, wskrzeszone przez żyjącą jeszcze młodość, przez namiętność, ukrytą w sercu każdego mężczyzny. Jak wzniecony na nowo płomień dogasającego ognia, powstała w Hilarym i wybuchnęła żarem żądza zaznania raz jeszcze tego, co było, zanim zaczął schodzić z pagórka młodości. Nie trywialne nęciło go widmo, było to widmo o niewidzialnem obliczu i różowych palcach, ukazujące się mężczyznom, których młodość minęła.
Gdy Miranda zauważyła, że Hilary siedzi taki cichy, wstała. Jej pan miał zwyczaj skrobać o tej godzinie piórem na papierze. Czuła zatem, chociaż sama nigdy na niczem nie skrobała, bo to niedelikatnie, — że powinienby czynić to samo i dzisiaj. Podniosła cienką łapkę i dotknęła. nią jego nogi, a ponieważ pan jej tego nie bronił, przeto wskoczyła mu ostrożnie na kolana i, zapominając tym razem o swej skromności, oparła przednie łapki o jego pierś i zaczęła mu lizać twarz.
W chwili, gdy spadła nań ta pieszczota, Hilary ujrzał p. Stone’a i małą modelkę, powracających przez ogród. Starzec szedł bardzo szybko, trzymając w ręku, resztki swojej laski. Twarz miał niezwykle, zaczerwienioną.
Hilary wyszedł na jego spotkanie.
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/126
Ta strona została przepisana.