czyła i ona urodzić dziecko! Jakież dziwne, niejasne uczucie ogarniało ją niekiedy na wiosnę — niemal jakgdyby pragnęła nosić drugie w łonie!
Przypominając sobie wszakże nagle, iż usiadła w celu „załatwienia“ p. Balladyce’a, albowiem musi przecież orjentować się w tem, co on pisze, Cecylja spuściła wzrok na stronicę, jaką miała przed sobą, i momentalnie ukazały się nie kwitnące błonia p. Balladyce’a, gdzie wytworne kobiety mogły zbierać dowolne żniwo, lecz widmo małej modelki. Nie myślała o niej przez całą godzinę, zmęczona była tem myśleniem — nie o dziewczynie, oczywiście, ale o tem wszystkiem, co było z nią związane, zwłaszcza od chwili, kiedy Stefan powtórzył jej swoją rozmowę z Hilarym.
To, co Hilary powiedział, wydało się subtelnej i nie śmiałej poniekąd, czystej duszy Cecylii bardzo groźne i zupełnie do niego niepodobne. Czyżby istotnie miało dojść między nim a Bianką do zupełnego zerwania, — gorzej, do szkaradnego skandalu? Znała Biankę lepiej niż ktokolwiek, i z czasów szkolnych pamiętała doskonale jej milczącą zaciętość, gdy zaszło coś, co ją dotknęło — pamiętała też długie okresy dąsów, jakie potem następowały. Ta sprawa, którą usiłowała uważać za błahą, stanęła przed nią groźniejsza niż kiedykolwiek. Nie jest to odosobniona niewinna rakieta, to zapalony lont, zbliżający się do beczki prochu. Ta dziewczyna z ludu, pochodząca niewiadomo zkąd, niewiadomo do czego przeznaczona — to młode, niebardzo nawet ładne, niezbyt mądre dziecko, którego całym urokiem jest jakaś odrębna prostota i naiwność — może stać się narzędziem Przeznaczenia!
Cecylja siedziała w cichem skupieniu, wobec tej nagłej wizji dziewczyny. Wreszcie przewróciła stronicę, której me przeczytała i westchnęła głęboko. Tymjana westchnęła również.
— Te glisty są szalenie zajmujące — rzekła. — Czy spodziewasz się kogo dzisiaj?
— Pani Tallents Smallpeace ma przyprowadzić jakiegoś młodzieńca, nazywa się Pozzi... Egregio Pozzi, czy coś podobnego. Mówią, że to przyszły wszechświatowej sławy fortepianista.
Na obliczu Cecylji igrało lekkie rozweselenie. Jakaś wrodzona żyłka złośliwości (żyłka Carfaxów niewątpliwie), sprawiała, że takie nazwiska i takie przepowiednie, pobudzały Cecylję do drwin.
Tym zamknęła książkę.
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/132
Ta strona została przepisana.