Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/148

Ta strona została przepisana.

teraz pozbawiony zajęcia i, jakby stojący na pochyłości, zaczął czcić nową gwiazdę, której blask potęgował się z każdym tygodniem, z każdym miesiącem i rokiem, aż wreszcie przyćmił wszystkie inne gwiazdy tak, że pogasły.
W siedemdziesiątym czwartym roku życia zaczął pisać swoją książkę. Pod wpływem przedmiotu pracy i sędziwych lat wzmagała się u niego szybko obojętność, wobec wypadków życia powszedniego. Postać jego stała się już wówczas prawie powszechnie znana, zanim Bianka, znalazłszy go pewnego dnia siedzącego na dachu nad mieszkankiem, jakie zajmował na najwyższem piętrze, zkąd pragnął lepiej objąć wzrokiem umiłowany Wszechświat — zdołała go nakłonić, by przeniósł się do niej i urządziła mu osobny pokój w swym domu.
Niebawem przywykł do nowej siedziby i ustalił swoje przyzwyczajenia, w których nie dopuszczał najmniejszej zmiany; nie pozwalał bowiem, aby cokolwiek odrywało go od pracy nad książką.
Popołudniu tego dnia, w którym Hilary odprawił małą modelkę, p. Stone, zdumiony nieobecnością swej sekretarki, czekał na nią przez godzinę, odczytując kartki, które już zapisał. Poczem przeszedł do zwykłych ćwiczeń gimnastycznych, a o zwykłej porze zasiadł do herbaty i, podnosząc kolejno do ust filiżankę i chleb z masłem, wpatrywał się uporczywie w miejsce, gdzie siadywała zazwyczaj młoda dziewczyna. Skończywszy, wstał i zaczął chodzić po pokojach. Nie znalazł nikogo oprócz Mirandy, która siedziała w pasażu, prowadzącym do pracowni, dziwiąc się widocznie nieobecności pani i pana. Teraz przyłączyła się do p. Stone’a, trzymając się jednak w pełnem szacunku oddaleniu za nim, o ile ją wyprzedzał, i przed nim, o ile szedł za nią. Gdy skończyli rewizję domu, p. Stone zeszedł do ogrodu przed bramę. Tu znalazła go Bianka, stojącego nieruchomie bez kapelusza, w pełnem słońcu, z białą głową zwróconą w stronę, z której przybywała zazwyczaj mała modelka.
Pani domu wracała ze zwykłego dorocznego zwiedzania Akademji Królewskiej, dokąd jeszcze uczęszczała, jak psy, pod wpływem jakiegoś znieprawionego popędu chodzą i węszą dokoła innych psów, których już oddawna znienawidziły. Oczy Bianki iskrzyły się, widocznie podnieciła ją wizyta w Akademji. Długa luźna woalka spadała z kapelusza, barwy i kształtu grzyba.
P Stone bardzo szybko zrozumiał kto przed nim stoi