zimy, wyłaczyć jeden jedyny dzień i nazwać go Wiosną. W okresie rytmicznym, który kierował zmianą z kształtu w kształt“... — Głos p. Stone’a, który był dotychczas tylko słabym, ochrypłym szeptem, stawał się teraz coraz donioślejszy, jakgdyby starzec mówił do licznych słuchaczów, — „złocista“ wszechświatowa mgła wyżyn, do której ludzie powinni byli wznieść się, jak wielkie ptaki do słońca, ustąpiła miejsca pasorzytniczej aureoli, jaką każdy człowiek otaczał własne narodziny. Tej zasadniczej pomyłce przypisać należy jego wyłącznie osobistą, indywidualną filozofję. Powoli ale nieubłaganie wyschło w jego sercu pragnienie bratertswa“.
Nagle przestał czytać.
— Widziałem jak wszedł, — rzekł.
W następnej chwili drzwi się otworzyły i wszedł Hilary.
— Nie przyszła, — rzekł p. Stone; a Bianka szepnęła:
— Brak jej nam!
— Jej oczy, — mówił dalej p. Stone, — mają szczególne spojrzenie; dopomagają do widzenia przyszłości. To samo spojrzenie zauważyłem w ślepiach niejednej suki.
Bianka z cichym śmiechem szepnęła znów:
— A to dobre!
— Psy posiadają jedną zaletę, — odezwał się Hilary, — której brak istotom ludzkim... niezdolne są do drwin.
A usta Bianki, nawpół rozchylone, jakby mówiły:
„Żądasz zawiele! Ja nie posiadam już dla ciebie żadnego uroku. Mamże więc uznawać urok, jaki ta pospolita mała dziewczyna ma dla ciebie?„
Spojrzenie p. Stone’a utkwione było w ścianie.
— Pies, — rzekł, — stracił dużo ze swego pierwotnego charakteru.
I, zbliżając się do biurka, wziął znów w rękę pióro.
Hilary i Bianka nie odzywali się, nie patrzyli wzajemnie na siebie; a śród tego milczenia, o wiele wymowniejszego, niż wszelka rozmowa, pióro skrzypiało nieprzerwanie. W końcu p. Stone pióro położył, a widząc dwie osoby w pokoju, zaczął:
— „Cofając się do owych dni, w których nauka o rozwoju dosięgła szczytu, spostrzegamy, jak umysł ludzki, przywykłszy do ciągłych krystalizacji, zniweczył całe znaczenie procesu wszechświatowego. Weźmy naprzykład ten jałowy objaw, jaką jest pagoda „kast“! Podobnie jak owa budowla chińska, tak samo kształtowało się wówczas społeczeństwo. Ludzie żyli wówczas pokładami, oddzieleni wzajemnie od siebie, klasa oddzielona od klasy...“
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/150
Ta strona została przepisana.