Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/153

Ta strona została przepisana.

sięgały niegdyś szczęk jego pana; mały, wyżej wspomniany budzik i szpilkę do krawata z podobizną królowej Wiktorji, z czasów jej pierwszego jubileuszu.
Ileż to razy odbywał w myśli przegląd tych skarbów w czasie, gdy był z nimi rozłączony! Ileż razy, od chwili, gdy doń powróciły, martwił się z jednakim gniewem, brakiem koszuli, która — byłby mógł na to przysiądz, — była złożona wraz z nimi!
Teraz wszakże leżał w łóżku, wsunąwszy stary, szczecinowaty podbródek pod kołdrę, gdy stary siny nos sterczał nad kołdrą, — i czekał na dzwonek budzika. Myśli zaś miał te same, co zawsze o tej godzinie — że pani Hughs nie powinna tak dokumentnie zeskrobywać masła z chleba, który mu daje na śniadanie; że powinnaby mu opuścić sześć pensów tygodniowo z komornego; że chłopak, który przynosi mu codziennie do wózka ostatnie wydanie, powinienby przychodzić wcześniej; żeby „tamten z przeciwka“ nie otrzymywał swojej Pell Mells zanim on dostanie swoją gazetę, bo to przecież jedyna dlań sposobność zarobku w ciągu całego dnia; że raczej niż zapłacić dziewięć pensów, których zażądał szewc za podzelowanie, zaczeka aż nadejdzie lato — a wtedy ten „ordynarny drwal“, nie żaden szewc wcale, będzie szczęśliwy, jeżeli dostanie za zelówkę sześć pensów!
Gdy tak rozmyślał, dobiegł uszu jego krzyk. Z natury bardzo ostrożny ale niezbyt bojaźliwy, Creed zaczekał na krzyk powtórny, poczem wstał z łóżka, wziął w rękę ożóg, wsadził na nos okulary i pośpieszył do drzwi. Ileż to razy dawnemi czasy zrywał się w ten sposób z pościeli, by przed urojonemi napadami bronić sreber stołowych „Jaśnie wielmożnego Batesona“ i hrabiny wdowy of Glengower!
Drżąc zlekka stał w starym zniszczonym szlafroku, powiewającym dokoła jego starszych jeszcze nóg; po chwili otworzył drzwi i wyjrzał. Na schodach tuż nad nim, stała pani Hughs; jedną ręką przyciskała niemowlę do łona, drugą zaś wyciągnęła, jakby chcąc obronić się od męża. Creed dosłyszał słowa Hughs’a:
— Doprowadziłaś mnie do tego sama; ja ci tego nie daruję!
Wychudła postać pani Hughs przesunęła się mimo niego i znikła w jego pokoju; krew sączyła się z jej ręki. Creed spostrzegłszy, że Hughs trzyma bagnet w ręku, krzyknął z całych sił: