Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/161

Ta strona została przepisana.

żyło od owej nocy, kiedy, idąc wzdłuż Piccadilly, spotkał niejako sobowtór małej modelki, nie sprzyjało poważnej pracy myślowej.

ROZDZIAŁ XXV.
Pan Stone czeka.

Tego samego popołudnia p. Stone, pisząc, usłyszał głos mówiący:
— Ojczulku, przestań pisać na chwilę i porozmawiaj ze mną.
W oczach jego zamigotał błysk, świadczący, że poznaje. To młodsza córka doń mówiła.
— Moja droga — rzekł — czy jesteś niezdrowa?
Trzymając wątłą, żylastą i chłodną jego rękę w ciepłym uścisku swojej dłoni, Bianka odparła:
— Nie... jestem samotna.
P. Stone, patrząc prosto przed siebie, odparł:
— Skłonność do samotności jest główną wadą człowieka, — i spostrzegłszy pióro, leżące na biurku, usiłował podnieść rękę. Bianka powstrzymała ją a pod wpływem gorącego uścisku jej dłoni, poruszyło się coś w duszy p. Stone’a. Policzki jego zaróżowiły się.
— Pocałuj mnie, ojczulku.
P. Stone zawahał się. Poczem usta jego dotknęły jej powieki.
— Wilgotna, — rzekł. Przez chwilę jakby wysilał się, żeby zrozumieć znaczenie wilgoci w związku z okiem ludzkiem. Niebawem twarz jego wypogodziła się. — Serce, — zaczął, — to ciemna studnia; głębia jej nieznana. Przeżyłem osiemdziesiąt lat Ciągle jeszcze czerpię wodę.
— Zaczerp trochę i dla mnie, ojczulku.
Tym razem p. Stone z zaniepokojeniem spojrzał na córkę i rzekł nagle, jakgdyby się obawiał, że jeśli zaczeka to zapomni:
— Jesteś nieszczęśliwa!
Bianka przycisnęła twarz do jego rękawa.
— Jak twoje ubranie ładnie pachnie! — szepnęła.
— Jesteś nieszczęśliwa, — powtórzył p. Stone.
Bianka puściła jego rękę i oddaliła się o parę kroków.
P. Stone podążył za nią.