— Osłabłem zupełnie; ugotuję trochę mleka. Muszę być gotów, jak ona przyjdzie.
Zawsze ta dziewczyna! I, nie zwracając się już do ojca, Bianka odeszła. Idąc przez ogród ujrzała go w oknie — trzymał w ręku filiżankę mleka, z której unosiła się para.
Charakter człowieka, podobnie jak woda, ma swój poziom; stało się więc, że Natura w swem dążeniu do zastosowania człowieka do jego otoczenia, uczyniła z Marcina Stone’a to, co Stefan nazwał: „sanitysta“. Nic innego zeń uczynić nie mogła.
Młodzieniec ten wszedł do ruchu społecznego w chwili, kiedy pojmowanie istnienia jako życia doczesnego, w oczekiwaniu lepszego życia przyszłego, zaczęło się chwiać; zaś w pojmowaniu świata, jako uprzywilejowanej siedziby klas wyższych, zaczynał się poważny przewrót.
Sierota od lat dziecięcych, wychowywany przez p. Stonek do czternastego roku życia, Marcin przywykł myśleć samodzielnie. Stąd wynikło, że stał się niesympatyczny i spotęgowała się w nim skłonność do dziwactwa, odziedziczona po dziadku. Szczególna odraza do widoku cierpienia, taka silna, że, gdy był dzieckiem, nie pozwalał zabić muchy i nie mógł patrzeć na królika schwytanego w zatrzasku, — skierowana została na właściwe tory, dzięki studjom medycznym. Fizyczny lęk przed cierpieniem i szpetotą był teraz ujęty w karby, a duchową do nich odrazę przytłumiła filozofja.
Osobliwy zamęt, jaki otacza wszystkich młodych ludzi, żyjących w wielkich miastach, a zdolnych jeszcze do myślenia, sprawił, że Marcin stopniowo pozbywał się wszelkich oderwanych rozważań; niemniej pęd wewnętrzny, który przeszedł nań niewątpliwie od p. Stone’a, — zniewolił go do poświęcenia się z całym zapałem jakiejś jednej idei. Wybór młodzieńca padł na zagadnienie zdrowia. A ponieważ mieszkał przy Euston Road, by mieć bliską styczność z tem, co go jedynie obchodziło, przeto potrzebował niema-