Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/183

Ta strona została przepisana.

— Przecież pan chyba nie zamierza się kąpać poodczas burzy gradowej! Niech pan zrobi ten jeden raz wyjątek. Tak pan niedobrze wygląda.
P. Stone potrząsnął głową; poczem, snując widocznie w dalszym ciągu myśl, którą Hilary przerwał, zauważył:
— Uczucie, które ludzie nazywają honorem, ma wątpliwą wartość. Nie udało mi się jeszcze dotychczas ustalić łączności tego uczucia z powszechnem braterstwem.
— Jakto?
— O ile polega na wierności zasadom, można uważać je za godne tej łączności. Trudność powstaje wtedy, gdy weźmiemy pod uwagę, naturę zasady... Jest w ogrodzie rodzina młodych drozdów. Jeżeli, jeden z nich znajdzie robaka, zauważyłem, że wierność zasadzie samozachowania, którą kierują się wszystkie istoty żyjące różnego gatunku, nie pozwola mu dzielić tego robaka z którymkolwiek innym młodym drozdem.
P. Stone zapatrzył się w dal.
— Tak samo jest, obawiam się, z „honorem“ — ciągnął dalej. — W owych dniach kobiety były dla mężczyzn tem, czem robaki dla drozdów...
Urwał, szukając widocznie słów. Hilary zaś, spytał z bladym uśmiechem:
— A czem byli mężczyźni dla kobiet?
P. Stone spojrzał nań zdumiony.
— Nie zauważyłem ciebie, — odparł. — Muszę unikać wszelkiego natężenia umysłu przed kąpielą.
Przeszli teraz przez drogę, dzielącą ogród od parku, a Hilary, zauważywszy, że p. Stone spostrzegł wodę, w której ma się kąpać i pewny, że już teraz nic innego widzieć nie będzie, — zatrzymał się pod małą samotną brzozą.
Ta dziko rosnąca, pełna wdzięku osadniczka, która dosyć długo już kąpała się zimą, zaczęła powoli przystrajać obnażone członki w szatę zieleni. Hilary oparł się o jej chłodne, pstrokate ciało. U jej stóp migotała chłodna woda, to szarym, to szafirowym odblaskiem, i snuły się postacie, piętnastu czy dwudziestu kąpiących. Stał, drżąc na zimnym wietrze a słońce, przedarłszy się przez chmurę gradową, paliło mu lica i dłonie. I nagle usłyszał wyraźny lecz daleki odgłos, który, silniej niż każdy inny, porusza serce człpwieczę: „Ku — ku, ku — ku!“.
Cztery razy dobiegł go zew niespodziewany. Zkąd przyfrunął ten przemądrzały, ciekawy szary ptak do wiel-