Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/186

Ta strona została przepisana.

kiś sposób, którego żaden człowiek zrozumieć nie zdoła każda świadoma siebie istność gromadzi się na nowo po rozproszeniu. Upojeni tą myślą i ci również mijali. Niektórzy czekali z suchem ponurem okiem, spostrzegłszy, że ten cały przebieg jest tylko rozpadem a i oni również stanęli w obliczu tak zwanej śmierci.
Głos starca ucichł, natomiast rozległ się odgłos jego języka zwilżającego podniebienie. Bianka, stojąc za łóżkiem z tyłu, podsunęła mu do ust szklankę, z chłodnym wywarem jęczmienia. Wypił powolnymi, głośnymi łykami, poczem, widząc rękę, trzymającą szklankę, spytał:
— Czy to ty? Jesteś gotowa? A więc pisz: „W owych dniach nikt nie śpieszył na spotkanie przybywającej śmierci; nikt nie widział w jej obliczu, że jest wcieleniem braterstwa; nikt z sercem lekkiem, jak włókna babiego lata, nie całował jej stóp, i uśmiechnięty, przeszedł we Wszechświat“. — Głos jego skonał, a gdy się znów odezwał, był to szybki, ochrypły szept: — Muszę... muszę... muszę... — Nastąpiło milczenie; poczem dodał: — Daj mi spodnie.
Bianka położyła je przy łóżku. Widok ich uspokoił go. Milczał.
Przez godzinę przeszło leżał taki cichy, że Bianka wstawała ciągle i patrzyła nań z niepokojem. A on leżał z oczami szeroko otwartemi, wpatrzonemi w drobną ciemną plamkę na suficie; na twarzy jego zaś malował się wyraz osobliwej stanowczości, jakgdyby duch jego powoli, nieubłaganie, odzyskiwał moc nad rozgorączkowanem ciałem Nagle odezwał się:
— Kto tu jest?
— Bianka.
— Pomóż mi wstać.
Palący rumieniec znikł z jego twarzy, w oczach zagasł gorączkowy blask; wyglądał, jak widmo. Bianka z lękiem w sercu, dopomagała mu wstać. To niesamowite ujawnienie milczącej, potężnej siły woli miało w sobie coś nadziemskiego.
Gdy się już ubrał w wełnianą bluzę i usiadł przed ogniem na kominku, Bianka podała mu filiżankę mocnego rosołu z koniakiem. Połknął napój chciwie.
— Chciałbym jeszcze, — rzekł i zasnął.
Niebawem przyszła Cecylja i siostry strzegły jego snu, a czuwając tak nad ojcem czuły się bliższe siebie wzajemnie niż od lat wielu. Zanim odeszła, Cecylja szepnęła: