— Bi, jeżeli pytać będzie jeszcze o tę dziewczynę, czy nie sądzisz, że, dopóki jest w takim stanie, powinnaby przyjść?
Bianka odparła:
— Nie wiem gdzie jest.
— Ja wiem.
— A! — rzekła Bianka; — oczywiście! — I odwróciła głowę.
Zmieszana drwiącym tonem tych kilku słów, Cecylja zrazu nie odpowiedziała; poczem, zbierając całą odwagę, rzekła:
— Tu jest jej adres, Bi. Wypisałam go dla ciebie, — i, z wyrazem niepokoju na twarzy, wyszła.
Bianka, siedząc w starym, pozłacanym fotelu, wpatrywała się w głębokie doły na skroniach śpiącego, śledziła dmuchanie głębokiego oddechu, poruszającego jego usta. Uszy jej płonęły. Na widok tej, droższej jej sercu, niż przypuszczała, starczej postaci, która staczała wielką walkę w imię swej idei — Bianka wzniosła się ponad własny ból, a w jej rozedrganej duszy zagościła tkliwość. Skwapliwie powitała poryw poświęcenia siebie. Mniejsza o to, kto pierwszy wyciągnie rękę do zgody, ona czy Hilary. Jej dusza tem właśnie objawi zdolność do poświęcenia, że ona będzie pierwsza, przez prostą szlachetność. W tej chwili byłaby niemal mogła wziąć w objęcia tę gminną małą dziewczynę i ucałować ją. Skończyłyby się wówczas wszelkie niepokoje! Jakiś dobroczynny goniec spłynął ku niej na sekundę — złotoskrzydły ptak pokoju. W tem duchowem podnieceniu nerwy jej drgały, jak struny skrzypiec.
Gdy p. Stone się obudził, było już po trzeciej i Bianka podała mu niezwłocznie drugą filiżankę rosołu.
Wypił ją równie chciwie, jak pierwszą, i spytał:
— Co to jest?
— Rosół.
P. Stone spojrzał w pustą filiżankę.
— Nie powinienem tego pić. Krowa i jagnię są równe człowiekowi.
— Jakże się czujesz, ojczulku?
— Czuję, — odparł p. Stone, — że będę mógł podyktować to, co już napisałem... nic więcej. Czy przyszła?
— Nie jeszcze; ale pójdę i przyprowadzę ją, jeżeli chcesz.
Stone spojrzał bacznie na córkę.
— To zabierze ci czas.
Bianka odparła:
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/187
Ta strona została przepisana.