Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/193

Ta strona została przepisana.

— Czy tu mieszka niejaka panna Barton? — spytała Bianka.
— Tak, — odparła gospodyni, — ale zdaje mi się, że wyszła.
Zajrzała do pokoju małej modelki.
— Tak, — dodała, — wyszła; ale jeżeli pani chciałaby zostawić bilecik, to proszę, można tu napisać. Jeśli pani szuka modelki, to, zdaje mi się, że ona potrzebuje zajęcia.
Biance nie zbywało na nowoczesnej umiejętności szarpania bolesnym nerwem — to też weszła do pokoju dziewczyny.
Rozejrzała się dokoła. Jakaż duchowa pustka w tym pokoiku! Nie było najdrobniejszego przedmiotu, — z wyjątkiem podartego numeru Tit Bits, — któryby świadczył, że żyje tu tworzenie obdarzone umysłem. Mimo to, a może dlatego, pokoik był dosyć czysty.
— Tak, — objaśniała gospodyni, — pilnuje porządku w pokoju. Oczywiście, przecież to wiejska dziewczyna... pochodzi z moich okolic. — Powiedziała to z grymasem na surowej, ale nie nieprzyjemnej twarzy. — Żeby nie to, — ciągnęła dalej, — nie wpuściłabym do siebie żadnej, co się zajmuje tem co ona.
Bianka napisała ołówkiem na swojej karcie:
„Jeśli można, proszę przyjść do mojego ojca dzisiaj albo jutro“.
— Czy pani zechce jej to oddać? Wystarczy w zupełności.
— Oddam, a jakże, — odparła gospodyni, ucieszy się napewno. Widzę przecież, że siedzi tu cały dzień. A jak takie dziewczyny nie mają nic do roboty... o, niech pani spojrzy, wylegiwała się na łóżku...
Odcisk postaci był istotnie wyraźnie widoczny na jaskrawem pokryciu łóżka, Bianka rzuciła na nie wzrokiem.
— Dziękuję, — rzekła, — żegnam panią.
Naprężony, szarpany nerw bolał bardzo, gdy szła do domu wolnym krokiem.
Przed bramą ogrodową stała mała modelka we własnej osobie, patrząc na dom, jakgdyby już od dłuższej chwili. Przechodząc przez jezdnię, Bianka widziała doskonale młodocianą postać, teraz bardzo zgrabnie i starannie ubraną, niemniej jednak w jej linjach — raczej zręcznych a mniej wytwornych, — było coś, co ujawniało odrazu, że jest z gminu; coś „niewychowanego“, a może też ujętego w karby