— Gdzie?
— Na cmentarzu Brompton. P. Creed pójdzie.
— O której pogrzeb?
Dziewczyna spojrzała na niego ukradkiem.
— P. Creed wyjdzie z domu o pół do dziesiątej.
— I ja chciałbym pójść, — rzekł Hilary.
Jasny blask przemknął się po jej twarzy i zgasł niezwłocznie pod chmurą wyrazu głupoty. Poczem, widząc, że Hilary zbliża się do drzwi, wydęła usta.
— A więc, do widzenia, — rzekł.
Mała modelka zarumieniła się, dreszcz wstrząsał jej postacią. Zdawać się mogło, że mówi: „Nie spojrzysz nawet na mnie; nie powiedziałeś mi ani jednego dobrego słowa.“ I nagle rzekła twardym głosem:
— Teraz nie będę już chodziła do p. Lennarda.
— O, to pani chodziła do niego!
Uczucie tryumfu, że obudziła w nim zainteresowanie, obawa, że się przyznała, błaganie i nawpół wyzywające zawstydzenie — to wszystko malowało się na jej twarzy.
— Tak, — odrzekła.
Hilary milczał.
— Było mi już wszystko jedno, jak mi pan powiedział że nie mam tu przychodzić.
Hilary milczał w dalszym ciągu.
— Nie zrobiłam nic złego, — mówiła ze łzami w głosie.
— Nie, — nie odezwał się Hilary; — oczywiście!
Mała modelka dławiła się.
— To mój zawód.
— Tak, tak, — rzekł Hilary — już dobrze!
— Nie dbam o to, co on sobie pomyśli; nie pójdę do niego, dopóki mogę tu przychodzić.
Hilary dotknął jej ramienia.
— Dobrze, dobrze, — rzekł i otworzył drzwi frontowe.
Mała modelka rozedrgana, jak kwiat, na którym słońce złożyło po deszczu pocałunek, wyszła z blaskiem w oczach.
Pan domu powrócił do p. Stone’a. Siedział długo, czuwając nad snem starca.
„Myśliciel, rozważający zagadnienie czynu“.
Taką nazwę możnaby w każdym katalogu posągów nadać postaci Hilarego, ze szczupłą twarzą, opartą na dłoni, z bruzdą między brwiami i z bolesnym uśmiechem na ustach.
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/197
Ta strona została przepisana.