Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/198

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXX.
Pogrzeb dziecka.

Pod wpływem głęboko zakorzenionego instynktu, który sprawia, że człowiek nie szczędzi kosztów i starań dla nieboszczyka, chociaż za życia był dlań obojętny i skąpy, — z pod domu Nr. 1 przy Hound Street ruszył orszak pogrzebowy, złożony z trzech zamkniętych dorożek.
Pierwsza wiozła trumienkę, na której spoczywał wielki biały wieniec (dar Cecylji i Tymjany). Druga wiozła panią Hughs, jej syna, Stanley’a, i Jozuego Creed’a. Trzecia wiozła Marcina Stone’a.
W dorożce pierwszej unosiło się Milczenie wraz z wonią lilij nad tym, który w krótkiem życiu swojem taki był cichy, nad małym, szarym cieniem, który tak cicho wsunął się w życie a skorzystał z pierwszej sposobności i, niezauważony, równie, cicho z życia się, wysunął. Nigdy nie doznał uczucia takiego błogiego spokoju, nigdy nie czuł się tak bardzo u siebie, jak w tej małej, prostej trumience, w której spoczywał umyty, nienaturalnie biały, otulony w jedyne zbędne prześcieradło matki. Zdala od wszystkich walk ludzkich dążył do głębszego spokoju. Jego maleńki aloes zakwitł; a przez okna jedynego pojazdu, w jakim kiedykolwiek jechał, wiatr — w który, kto wie? może się zamienił — poruszał liśćmi paproci i kwiatami jego grobowego wieńca. Tak to odchodził ze świata, gdzie wszyscy ludzie byli jego braćmi.
Do dorożki drugiej wiatr nie miał żadnego dostępu; i tu też panowało milczenie, przerywane głośnym oddechem starego kamerdynera. Ubrany w paradny surdut tonął z lubością we wspomnieniach, przypominał sobie odbywane podróże w zamkniętych dorożkach, kiedy, siedząc obok skrzynki, owiązanej sznurami i opieczętowanej, wiózł srebra swego pana do skarbca w banku; kiedy śród strzelb i kuferków, siedział, trzymając psa „Jaśnie Wielmożnego Bateson’a“; kiedy, z młodą osobą przy boku, jechał w orszaku chrzestnym, ślubnym lub pogrzebowym. Te wspomnienia minionej wielkości opanowały go ze szczególną wyrazistością i, z jakiejś niewiadomej przyczyny, przyszły mu na