wchodząc do samochodu, zobaczyłem w ogrodzie Dalllsonów. Oczywiście sam tam nie wszedłem. Powiedziałem jedynie: „Spotkałem tego sędziwego pana na przechadzce. Przywiozłem go w swym samochodzie“. Kimże innym, mógłby ten stary jegomość być, jak nie jej rodzonym ojcem! Byli mi nadzwyczaj wdzięczni. Rozkoszni ludzie, tylko, jakby to powiedzieć bardzo — fin de siècle — tak jak wszyscy ci profesorowie, to artystyczne bydło — zdają się raczej znać ludzi postępowych, i cały ten rodzaj kukułek, gadających wiecznie o biednych i o towarzystwach, o nowych religjach i różnych tym podobnych rzeczach.
Pomimo, że od tej pory odwiedził ich niejednokrotnie, Dallisonowie nie pozbawili go nigdy cnotliwego poczucia spełnienia dobrego czynu — nie powiedzieli mu nigdy, iż przywiózł do domu, nie lunatyka, jak sobie to wyobrażał, lecz poprostu filozofa.
Gdy wchodząc tego popołudnia, do gabinetu Bianki, spotkał p. Stone’a, doznał jednak pewnego spokojnego wstrząśnienia pomimo bowiem, iż widział się już z nim po spotkaniu w ogrodach Kensingtonu i wiedział, że pisze książkę, miał ciągłe uczucie, że nie jest to tego rodzaju starzec, jakich się zwykle spotyka. Zaczął mu zaraz opowiadać o powieszeniu mordercy Sboreditcha, według sprawozdań wieczornych pism. Sposób w jaki p. Stonę przyjął tę wiadomość potwierdził jeszcze oryginalność jego poglądów. Po rozejściu się wszystkich gości z wyjątkiem państwa Stefanowstwa Dallison i panny Dallison „tej prześlicznej dziewczyny“, oraz młodego człowieka „który wiecznie był do niej przyczepiony“ — podszedł, do pani domu na chwilę spokojnej gawędy. Stała, słuchając go, doskonale wychowana, ze zwykłą odrobiną szyderstwa w swym uśmiechu, który w oczach p. Purcey’a czynił z niej „wielce uderzającą kobietę, lecz raczej — — „W tem miejscu musiałby się zatrzymać, gdyż opisanie ukrytego rozdźwięku, psującego nieco jej urodę, wymagałoby lepszego, niż on psychologa. Czy jakieś zbyt silne połączenie dwu krwi, czy nieodpowiednie otoczenie, czy wreszcie coś innego — napiętnowało ją do pewnego stopnia. Ci, którzy znali Blankę Dallison lepiej, niż p. Purcey, zbyt dobrze nawet, wiedzieli o tej zmiennej wyniosłej duszy przenikającej tę, której uroda bez niej byłaby niezaprzeczoną.
Była nieco wyższa od Cecylji, figurę miała jakby pełniejszą i bardziej kształtną, włosy ciemniejsze, oczy, również ciemniejsze i głębiej osadzone, kości policzkowe bar-
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/20
Ta strona została przepisana.