Chłopiec zwrócił czarne oczy od statki na tego, który mówił ostatni.
— To piękny wieniec, — mówił dalej Creed. — Pachniał na całych schodach. Nie żałowano kosztów; takie białe lilje to okropnie drogie kwiaty.
Że zaś powstał w jego głowie bieg myśli, taki żywy, iż wrodzona dyskrecja nie zdołała go pohamować, dodał:
— Widziałem wczoraj tę dziewczynę; zagadała do mnie na ulicy.
— Twarz pani Hughs, dotychczas martwa, przybrała wyraz, jaki można zauważyć na obliczu sowy — twardy, baczny, okrutny; tem twardszy i okrutniejszy, wobec łagodnych, wielkich, czarnych oczu.
— Wołałaby trzymać język za zębami i nie włazić ludziom w oczy, — rzekła. — Stanley, siedź spokojnie!
Chłopiec powtórnie przestał stukać obcasami i zwrócił znów oczy od starego kamerdynera na mówiącą matkę. Dorożka, która poprzednio jechała wolno, a następnie energicznem szarpnięciem potoczyła się szybciej, jakgdyby zmierzając do czegoś na drodze, powróciła teraz do swego poważnego biegu. Creed spojrzał przez dobrze zamknięte okno. Przed nim ciągnął się taki długi, że wydawał się bez końca, jak budynek widziany w majakach zmory nocnej, ów gmach, w którym stary kamerdyner nie pragnął zakończyć swoich dni. Skierował znów wzrok na konia. Barwa jego nosa pociemniała. I zaczął mówić:
— Gdyby tak chcieli dawać mi moje ostatnie wydanie wcześniej, zamiast przysyłać je wtedy, kiedy ten drab pozabiera mi już wszystkich klijentów, byłaby to dla mnie różnica conajmniej dwóch szylingów tygodniowo, i mógłbym je sobie ślicznie zaoszczędzić.
Na te słowa, pełne ukrytego znaczenia, nie otrzymał innej odpowiedzi, prócz stukania obcasów chłopca; i, powracając do przedmiotu, od którego mimowoli odbiegł, szepnął:
— Miała na sobie całkiem nową suknię.
Przeraził się gwałtownym tonem głosu, którego, prawie nie poznał:
— Nie chcę o niej nic słyszeć; tonie taka, żeby przyzwoici ludzie o niej mogli mówić.
Stary spojrzał na mówiącą z ukosa. Szwaczka drżała gwałtownie. Uniesienie jej w takiej chwili dotknęło go niemile.„Proch do prochu“, pomyślał.
Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/200
Ta strona została przepisana.